.

.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ekspresem: Do siego!

tapeciarnia
Cóż....
W oczekiwaniu na Kamaxa z małymi zakupami, w tym winem musującym i materią na koreczki plus zapleśniałym jak trzeba serem, mały post wielkich życzeń.
Dżampreza w domu, z wystraszonymi psami- niby wiocha, ale durnie strzelają.
Może jakiś film sobie obejrzym...?
Na pewno trochę spokoju jak narybek zaśnie.

Wszystkim dobrym ludziom szczęścia, miłości i zdrowia, sobie tego samego, a roku 2013 lepszego niż już zdychający.
 

Wracam do sosu, zaraz mleczna, organiczna polewka dla Młodej więc wybaczcie....
Do następnego roku!


A to mój ulubiony negatywny bohater. Alter ego? .....;) Też się idzie zabawić...
hamernia.blogspot.com


czwartek, 27 grudnia 2012

Gdzie mieszka Baba Jaga?

yuki-angie.deviantart.com



Wiele hałasu....w sumie nie o nic, ale...
Tyle o Świętach zawsze, a chwila, moment i po Świętach.
U niektórych czas mierzy się sekundami, u niektórych centymetrami, a u niektórych gramami; część z tych ostatnich łączy i jedno, i drugie.
Jeśli o mnie chodzi to się nie przejadłam. No może serniczek nieco mnie polubił....

Nie za wiele nowego u nas.
Wychodzenie z choróbska w toku.
Udało mi się z dziatwą dotrzeć do domu na święta.
Oczywiście, jak to u nas, znów coś się musiało wydarzyć, ano- Garip sforsował siatkę i Kamax, szykujący się już do wyjazdu po nas, musiał udać się na poszukiwania uciekiniera. 
Znalazł go, sprowadził do domu, ale wnerw już niezły go dopadł, a na dodatek nasz kolejny autozłom stracił kabel jakiś tam i dzięki ...trzeciemu autu, mógł Kamax wyjechać z Paszowic w ogóle....

Wigilia minęła szybko, same święta też.
Teraz jestem w domu, bo kolejna zaraza dopadła moich rodziców i trzeba chronić młode, jałowe po antybiotykoterapii, przed kolejną chorobą.
Niedługo powrót do pracy...
Chyba, że u moich nadal choróbsko nie odpuści, to szykuje się kolejny urlop i zgrzytanie zębami szefa...


A za oknem- słońce, wieje, popaduje. Zero śniegu.
C.O. hula, aż za gorąco dziś, bo za oknem plus 11, a w jednym z pokoi brak głowic więc hajcuje się na maxa. Tak, że 23 stopnie co dla nas stanowi już stan przedagonalny....
Kolejne pół tony węgla przyjechało.
Kocioł pożera wszystko bardzo pazernie...W wyższych temperaturach sprawdza się i wystarcza samo drewno.

Z tą pogodą, tą przeplatanką deszczu i słońca zaraz przypomina mi się pewien wierszyk:

"Deszczyk pada, słońce świeci, Baba Jaga masło kleci".
I jego odpowiednik, nasz rodzinny, z czasów, kiedy to moi rodzice szukali domu na wsi, dla siebie i dla nas.
Pośród wielu wyjazdów, domów...chyba dziesiątków jakie obejrzeli w terenie podgórskim i górskim, była też Klecza.
Nie było mnie na tym wyjeździe, ale podobno wieś nieco okropna, mokra, zaniedbana, a dom też ...no cóż- dyplomatycznie powiem pozostawiający wiele do życzenia.
Na samo wspomnienie słowa: Klecza, moja mama mówiła: "Bleee", a razem z bratem moim sparafrazowaliśmy powyższy wierszyk:

"Deszczyk pada, słonko świeci, Baba Jaga mieszka w Kleczy"

Ostatnio jednak, kiedy ruszyłam wątek poszukiwań "domu  dla N." (synonim domu, który nie istnieje), usłyszałam, że Klecza Kleczą- obrzydliwa, ale też tam woda w piwnicy stała, jak u mnie...

Więc, sami widzicie....Może Jaga się przeprowadziła....

sobota, 22 grudnia 2012

Zwerbowani przez Gwiazdora- Rogata Owca.

Dziś mile nam się przedpołudnie zaczęło ponieważ przybyła do nas paczuszka od Rogatej Owcy.
Bardzo mnie ona ucieszyła, o czym zdążyłam poinformować Kamaxa i obwieścić aktualnym współmieszkańcom swoja radość.
Jest mi naprawdę niezmiernie miło, do podziękowań dołącza się Kamax oraz Młode, choć sery to tylko ja zdążyłam posmakować.

Pan z Poczty Polskiej był nie lada chamem, mającym za złe, ze musiał na 4 piętro wejść.
Chyba mu te dwadzieścia parę lat na karku i żel na włosach przeszkadzały w pokonywaniu kondygnacji.
Gówniarz jeden, pfff....

Ale dość o tym.
Poniżej mała fotodokumentacja.
Niech Wam śliny lecą do pasa!
Ho! Ho! Ho!

Serki



Urocze drobiazgi choinkowe (nie wszystkie się zmieściły- w tym janiołecek, co go chyba uwiecznię w innym poście) oraz dżemiki


Dzięki, Owieczko!

piątek, 21 grudnia 2012

Małe plusy, stado minusów i hetakomba przedświąteczna.

ulicaekologiczna.pl
 
O ile z lekka choróbsko się oddaliło- przynajmniej nie czuję już go na karku, a jednak swoje miazmaty ma w nas nadal i daje znać o sobie nocami. 
Nie będę Was uszczęśliwiać informacjami na temat ile czego, jakiej konsystencji, koloru z nas uchodzi, ale jedno jest pewne- dobrze jeszcze nie jest, a niedobitki tej mendy, która nas połozyła na łopatki jeszcze kwiczą wesoło w moim i Młodych ustrojach.

Kamax też dobrze nie wygląda,na dodatek dziś już chyba nie mógł mnie weselszą wieścią uraczyć jak tą, ze oddał naszego jednego z tzrech trupów samochodowych do "gaziarzy", a ci wymieniając filtr gazu i coś tam jeszcze, spieprzyli elektrykę. Nie ma ładowania tu i ówdzie, a przynajmniej w akumulatorze i światłach. A to chyba ważne...Tylko nie dla gaziarzy. Oni przecież na gazie się znają. Sorry, ale ci to chyba tylko na tym z własnych tyłków, żeby nie powiedzieć pryszczatych (być może) dup.

Jak ja już mam tego dość. Nie tylko ja....
Czy ciągle coś się musi pierniczyć? Czy u nas czarna seria to brazylijska telenowela, albo "Moda na sukces"?
Instalator miał podjechać- nie podjedzie.
Już nawet nie pytałam dlaczego. Bo niby co to miałoby zmienić....

Ma przyjechać w sobotę. Oby zrobił co trzeba.

Niebawem Święta, które w sumie lubię, ale tylko przez wzgląd na dni wolne od roboty (w biurze), choinkę, prezenty i sernik Mamy (który też jest urodzinowym, wielkanocnym, a czasem, choć rzadko- bez okazji).
Choinka na pewno ucieszy Młodego, bo już więcej będzie kojarzył.
Bombki nietłukące (za to ładnie topniejące pod wpływem ciepła świec...) już kupione.

Z "żarła" nie za wiele, bo ileż można zjeść?
Nieśmiertelne, coroczne menu z sałatką, karkówką pieczoną, kiełbasą białą, ćwikłą, jakieś ucha z barszczem, kawałek rybki.
Na pewno nie karpia. Nie lubię.
Raz tylko jadłam dobrego w gospodarstwie rybackim przy Przemkowskim Parku Krajobrazowym.
A tak to śmierdzi mi i smakuje mułem.

Tak a propos karpi zaraz myslę o tej hekatombie zwierząt ku czci narodzonego.
Wiem, wiem...
Sama zjem karkówkę i ryby kawałek, ale nie zmienia to faktu, że ten przemysł ubojowy mnie przeraża.
I ci ludzie, pakujący do wózków tyle żarła. Obrzydliwe. Jakby nie wpieprzali cały rok. Wybaczcie, ale jak na to patrzę to mi się niedobrze robi. I żeby chociaż nic się nie marnowało. Ale nie. Potem,na śmietnikach masa jedzenia. 

Swoja drogą, chyba wystarczyłoby więcej myśleć. Po prostu.

A z karpiem to miałam kiedyś, przed którąś Wigilią miłą scenkę w tesco.
Pani przede mną, ufryzowana i obrzmiała od przeżerania się, miała wśród fury zakupów karpia. Oczywiście żywego, oczywiście w worku. Nie mogłam patrzeć na męczące się zwierzę. Zanim jednak powiedziałam cokolwiek, babsztyl roześmiał się na całe gardło- "Jak ten karp śmiesznie gębą rusza!".
Nie wytrzymałam i wrzasnęłam, że gdybym ci babo na łeb foliówkę założyła i zawiązała to byś tak samo śmiesznie gębą ruszała.
Baba zaczęła wyzywać mnie od "zielonych świrów" i "skurwionych feministek" (nie wiem co ma jedno z drugim wspólnego), aż przybiegł ochroniarz (tak na oko II grupa inwalidzka) i zaczął mnie uspokajać.
Chyba stanowiłam poważne zagrożenie dla ludzi, a na pewno dla tej magii świąt, przed którymi to "zwierz truchleje".

Mięso smakuje mi coraz mniej.
Jem z obciążeniem wiedzy o cierpieniach przed ubojem, o cierpieniach w trakcie produkcji mięsa, bo tak traktuje się zwierzęta- jak mięso, nie jak istoty czujące.
Może dlatego nie czuję się tak zdrowa, jak powinnam. Wszak z mięsem z cierpiących zwierzów trafia do mojego organizmu masę szkodliwych związków, powstałych w wyniku stresu i bólu, ze nie wspomnę o tych wszystkich lekach, antybiotykach, hormonach, pozwalających na utrzymwyanie tak zagęszczonych populacji zwierząt w tuczarniach.

Wierzę, że w końcu zamiast tylko o tym pisać, będę mogła szczerze powiedzieć, ze mięsa nie jem.
Tyle, że nawet jeśli nie zjem ja, zje 9 innych, wszystkożernych człowieczych istot.
Do dupy z tak urządzonym światem...

Swoja drogą...ciekawe jakby wyglądały tuczarnie ludzi na potrzeby świńskich społeczeństw? Kobiety zaplemniane na poczet produkcji mleka, a dzieci zamykane w małych, drewnianych skrzyniach, pojone mlekiem, hodowane na tzw. "białe mięso", młodzież ludzka, tuczona i ubijana na młode mięsko, albo wybrani - poddawani ubojowi rytualnemu....Ciekawe.....

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Nihil novi.

Streptococcus pneumonie. Wywołuje często zapalenie ucha. Nie wiem czy u mnie działał.www.giantmicrobes.pl





Na nic się zdało zaciskanie zębów, wmawianie sobie, że dam radę. Sposoby domowe, niestety przez zaabsorbowanie młodymi i czym tam jeszcze innym, niesystematycznie stosowane, zawiodły. Znaczy sie chyba ja zawiodłam, po prostu.
Popsułam się.

Przechodzi facet kolo śmietnika.
Patrzy, a tam w śmieciach baba leży.
Podchodzi do niej i pyta:
- Babo ty żyjesz?
- Żyję.
- A rusz ręką.
To baba ruszyła.
- A rusz nogą.
Baba ruszyła.
- O jacie*! całkiem dobrą babę ktoś wyrzucił*!

 

* było bardzo nieładnie napisane


Do objawów ogólnie Wam znanych doszły niepokojące świsty i furczenia w klatce z piersiami.
Gorączka lekka.
Za to uszy- zwłaszcza lewe, przytkane, ból zatok (ciekawe...czy tak jak Brat mój mam ich większą ilość niż statystyczny H.s.) rozsadzający czaszkę przy byle skłonie.

No i mi sie dostało.
Że matka, że się nie leczy, że...zapalenie oskrzeli można łatwo przekwalifikować na zapalenie płuc.
Zgodziłam się na cholerstwo tłuczące całą florę mikroorganizmów, bez wyjątku.
Oczywiście zaszczepiam się kefirem i jakimś probiotykiem, ale...wyjdzie w praniu.

Dziś wcale lepiej nie jest.
Młoda znów z noska cieknie, a na  każde usuwanie tego co jej tam się wysączy lub pod postacią mało apetycznej bańki wyskoczy, reaguje wściekle i wrzaskliwie.
Nie dziwię się. Dorosły ma dość, a co dopiero taki mały człowiek. Babol mały na dodatek.


Jutro kontrola lekarska.

No właśnie.
Kiedyś nie było problemów z podstawową opieką zdrowotną na terenie tej samej Kasy Chorych.
Teraz, żeby móc leczyć dzieciaki,musiałam je zaoptować do przychodni w mieście,w którym aktualnie przebywam, a zameldować się musiałam, żeby Młody do żłobka mógł pójść.
 

Co się stanie, jeśli np. w Wigilię, którą mam zamiar spędzić w Tupajowisku, któreś młode zachoruje?
Ano, przyjmą mnie może na pogotowiu. W dzień roboczy, na jaworski Medicus nie mam co liczyć, bo się z niego wypisałam....
Po prostu jedna wielka dupa z biogazem.

Na nic czasu nie mam.
W domu nieswoim.
Obmierzłym-teraz w roztopach- "Sztygarowie".

Miłym akcentem były chyba tylko jemiołuszki, które przysiadły na terenie parkingu jednego z marketów.

Zaraz jednak się zeźliłam, bo zauważyłam, że niedawnych paręnaście drzew jarzębinowych zostało wyrżniętych.
A czemu?
A, bo panie sprzątaczki miały dość zbierania tych owocków.
A, bo może coś jeszcze.

No nic. Zasadzą cholerne sumaki lub inne obce gówno...Albo nic, bo lepiej jest samochody z okien obserwować.
Najlepiej byłoby wszystko betonem wylać, a na górce, na której teraz posadzono drzewa i zbudowano plac zabaw, wybudować kilkupoziomowy parking.
Już jeden ze sztygarowych radnych zbierał podpisy pod tym wnioskiem.

Chyba wmurowałabym go w fundament pod ten parking.

To wszystko na dziś.
Z lekką malkontencką końcówką.
Pozdrawiam.


P.S
Może sobie obejrzeć inne fajne mikroby, komórki i ich maskotkowe odpowiedniki.
www.giantmicrobes.pl








czwartek, 13 grudnia 2012

Żyję, żyję, ale co to za życie....

Agniecha zagadnęła, czym żywa...
Ano- jeszcze dycham....

Nadal u rodziców z Młodymi.
Chore.
Ja też.
Antybiotyki, Gniewko zastrzyki, Natka do papy. Ja nie biorę, bo musiałabym Młodą odstawić od piersi, a tego nie chcę.
Tak wiec gluty lecą mi na klawiaturę, rozmazują się między klawiszami.
Gdzieniegdzie zwisa jakiś kawałek wykichanego czegoś, obmierźnie śliniący się na widok herbaty z cytryną i miodem.
Nic nie czuję. Wieloryb by się zebździł i bym nie poczuła...

Post krótki, internet z modemu...całe 2 giga....
Nie poszaleję.

Z resztą...chore dzieci wysysają energię, martwię się, poza tym inne tam pomroczności myślowe więc kiedy zasną- padam.

Pozdrawiam Was wszystkich i mam nadzieję, że się polepszy wreszcie.
Ze wszystkim.
A jak nie- to już kurna nie wiem.
Pani Mądra wysiada.



czwartek, 6 grudnia 2012

Fotoprzemyślenia i nieco o czasowej emigracji z Tupajowiska

Wybaczcie, ale...wzorem Sąsiada, który to zrobił prasówkę blogową wcześniej tłumacząc się z lekka, że czasu do pisania nie ma (nota bene ciekawy pościk wyszedł) dziś coś lekkiego, może mało twórczego.

Ja dziś czasu może i mam troszkę, ale natchnął mnie portal społecznościowy, a szczególnie jeden z zaprzyjaźnionych profili foto.
Zastanawiałam się co napisać, że o czym ostatnio myślę?


Ano, że mam ochotę schować się gdzieś, przespać, niezauważona....


Albo, udając, że robię coś, czego się po mnie spodziewają, a tak naprawdę...


Kwoczę młode w myślach także, bo ja w pracy, a nimi kto inny się zajmuje...


Marzy mi się stacjonowanie w domu, zabawy, śmiechy, igrce...


...bo dzieciaki pomysły na zabawę mają przednie...


..a i wykombinować potrafią, oj potrafią...


A w domu czasem z małego czegoś wyrasta niespodziewanie duże coś...


...z czym niekiedy do śmiechu...


... ialbo nijak poradzić sobie nie mogę...


...myśli roztrzepane...


Chciałoby się ze spokojem zasnąć.....



...i przespać trudy i smutki....


ale zawsze się coś wpierdzieli w kadr życia....


...tak, że skrzydła opadają....



Mimo tego, może warto na to popatrzeć z innej perspektywy?

Tak poza tym, to jestem na swego rodzaju wygnaniu.
Z małymi ssakami w "mieście". Proza życiowa, trudy Młodego w aklimatyzacji żłobkowej sprawiły, że póki się z tym wszystkim nie ogarnie, zostanę w tym parszywym mieście.
W Tupajowisku pozostał na gospodarstwie Kamax z Garipem i Rudą i kotami na przyczepkę.
C.O. niby skończone, ale trzeba rozgryźć ten nasz kocioł włoski, bo póki co nie dało się nam rozgrzać go na tyle, żeby grzejniki się rozgrzały jak należy.


Gówniany czeski węgiel kupiliśmy ("tani-gówniani"), na próbę. 
Wiedzieliśmy, że mało kaloryczny, ale chcieliśmy przetestować. No i mamy. Qupę, nie węgiel. 
Dobrze, że tylko pół tony. Ze trzy węglarki można by w piecu kaflowym spalić i nie zagrzejesz na cały dzionek.
Naszym "orzechem" paliliśmy rano i po 12 godzinach był jeszcze żar i przynajmniej 19 stopni w pokoju.

Śniegu trochę popapruszyło, ale w "Sztygarowie". 
U nas tylko zimno. Może opady szły w góry, a nie z gór....


P.S.
Wszystkie foto z sieci.

piątek, 30 listopada 2012

Ich hab keine Lust.

fotocommunity.de
... chciałabym rzec.
Ano.
Zaczęło się.
Codzienne dojazdy- tam i z powrotem- całe 100 plus te 10-12 km po "sztygarowie".

Żłobkowanie Młodego. 
Biedaczysko przeżywa rozstania i zamienia się w małego, kochanego wyjca, kiedy znikam za drzwiami bawialni...
Oczko ropieje...Chyba zatarł rączką. Pewnie są jakieś badania ile bakterii i wirusów przeróżnych szczepów (może i nie znanych jeszcze nauce), gnieździ się w zbiorowiskach małych człowieków. 
Ledwo wylazł- no prawie, bo jeszcze kaszle- z wirusa, który ustrzelił nas wszystkich, to znów coś. 
Mam nadzieję, że to opanujemy.

Za oknem śnieg prószy.
Centralne "się robi", jest nadzieja, że niebawem będzie ciepło juz nie tylko w jednym pokoju....

Płot też stoi, ale z małymi poprawkami dopiero będzie (mam nadzieję) w stanie powstrzymać przed przełażeniem naszego chłopaka. To już wielka ulga dla mnie i dla psów. 
Bokiem lewym i bokiem prawym wychodziło już mi to łażenie z nimi po podwórku, zwykle krócej niż dłużej. Nie muszę pisać jak mnie to frustrowało, bo jestem świadoma czego psom potrzeba, a ja w danym momencie nie mogłam im stworzyć warunków do normalnego życia.

Na nic nie ma czasu.
To, ze dziś usiadłam do posta zakrawa na  wielkie święto.
Oczy misie kleją, reszta domowa już śpi.
Jutro można się wyspać.

Codzienne wstawanie o 5:00 nie nastraja mnie optymistycznie, mimo, że jestem raczej skowronkowata.
Poza tym jazda.
Czasem zasypiam za kierownicą.
Generalnie lubię jeździć, ale szósta rano to czas na spanie, a nie jazdę.
No chyba, że jakiś ...kierowca podniesie mi ciśnienie i wybudzi z letargu. 
Nie należę do narwańców. Jadę tyle, na ile pozwala mi moja percepcja i warunki na drodze. Poza tym nie jadę sama, tylko z moimi dziećmi, co też powoduje, że trzy razy zastanowię się, co robię.
Nie zastanawia się jednak bałwan jeden z drugim, który mimo braku widoczności,podwójnej ciągłej wyprzedza. "Tera jade ja! Z drogi! Do rowu! Albo gdziekolwiek indziej!"

Niestety taki złamas (czy też złamasowa) w przypadku kolizji często nie ginie.
Dobrych mają aniołów stróżów.

Znam kolesia, który dogonił palanta uprzykrzającego jazdę innym kierowcom, na światłach, i wytrzaskał go po bezmyślnej gębie. 
Czasem mam ochotę zrobić to samo.

Za każdym razem, kiedy jadę, proszę o opiekę...tego Swojego.
Nie zawsze jesteśmy kowalami; czasem to czyjeś niebezpieczne, bezmyślne zachowanie  może doprowadzić do tragedii.

Nie wiem jak długo jeszcze będę dojeżdżać do pracy.
Ostatnio wiem niewiele.
Myślę dużo.
Jestem na rozdrożu.

A generalnie- po tym tygodniu (a będzie jeszcze gorzej, bo od poniedziałku wracam do pracy)- ich hab keine Lust....




piątek, 23 listopada 2012

Wyróżnienie

Ale żeście mnie urządziły....:)

Dzięki serdeczne za wyróżnienie mojego bloga, którego co niektórzy maja mi za złe.
Nominowały mnie dziewczyny z blogu koników polskich oraz Aradhel a także Gwenaelle.
No cóż- dzięki wielkie!
Zasiadłam na moment z żurawiną niskoprocentową w płynie, do tego biedronkowe orzeszki w kolorowych (E- coś tam...) skorupkach i bacząc, co by się moje małe nie pobudziły stukam.
Oj, nastukam ja się, nastukam...
Od dziewczyn konikowych:

1.Golenie czy depilacja?
Golenie.
2.Co jest bardziej sexy: wąsy czy łysina?
Łysina.
3.Lamborghini R3-85T  czy Ford Mustang 5610?
Mustang.
4.Wiosna czy jesień?
Trudne pytanie...Jednak chyba jesień- byle złota!
5.Na górze czy w dolinie?
Na górze.
6.Zosia czy Telimena?
Telimena :)
7.Fantastycznie czy realistycznie?
Obecnie- (nie)stety realistycznie.
8.Styl nowoczesny czy vintage?
Vintage (goopia baba- musiałam sprawdzić u wujka google...)
9.Szklanka czy filiżanka?
Wolę kubek, ale nie ma wyboru więc filiżanka.
10.Pies duży czy mały?
Duży.
11.Religia czy ateizm?
Ateizm. Choć bliżej mi agnostyzmu.

Od Gwenaelle

 1. Co byś zrobił/ła gdybyś wygrał 20 mln zł w totka?
Przeniosłabym swoją Ostoję gdzie indziej. W głuszę,daleko. Część pieniędzy odłożyłabym na jakiś pracujący fundusz i żyłabym z odsetek.
2. Czemu  piszesz blog? (to chyba ważne pytanie ;) )
Mimo, że nie jestem zbyt towarzyska lubię ludzi. I spotykanie ich na swojej drodze, w swoim blogu.
Może czasem zdaje mi się megalomańsko, że zdarza mi się czasem coś dobrze napisać? ;) 
3. Jak widzisz zielone poduszki mchów w lesie co myślisz?
Chciałabym móc się na nim położyć i patrzeć w korony drzew. Zasnąć i...obudzić się w lepszej przyszłości. 
4. Ulubiona kawa czarna a może z pianką ;)?
Kawa- tylko z mlekiem. Pianka może być. 
5. Porywają Ciebie marsjanie i w proszą byś wymienił/a im 5 rzeczy charakteryzujących rodzaj ludzki co im mówisz?
Z jednej strony barbarzyństwo, brak empatii wobec innych istnień i zakłamanie, z drugiej- miłość, twórczość, pojęcie estetyki. 
6. Osoba z którą marzyłabyś/łbyś się spotkać i porozmawiać.
David Attenborough.
7. Kraj do jakiego chciałbyś pojechać?
Nowa Zelandia. 
8. Masz do wyboru 3 obrazy, mroczny jesienny pejzaż z początku XXw, pastele przedstawiającą bukiet róż, czy kolorową abstrakcję, który wybierzesz?
Mroczny, jesienny pejzaż. Bukiety wolę żywe. Krajobrazy są bardziej ulotne, a nowa sztuka do mnie nie przemawia. 
9.  Potrawy słodkie czy słone, preferujesz?
Słone. 
10. Kolor który ciebie prześladuje, którego nie lubisz, źle Ci się kojarzy to...
Różowy. 
11. Na hasło "tajemniczy ogród" co sobie myślisz?
Miłe sercu, bezpieczne odosobnienie.

 Od Aradhel:
1. Zmierzch czy świt?
Świt. Pobudza.
2. Wyobraźnia czy realizm?
Ostatnio proza życia wtłacza mnie w realizm...
3. Z wiatrem czy pod wiatr?
Wole z wiatrem- byłoby łatwiej. Co z tego jak ostatnio ciągle zmagam się z chłostającymi twarz porywami? 
4. Rodzina czy praca?
Rodzina. 
5. Fiołek czy jaśmin?
Fiołek...
6. Złoto czy srebro?
Srebro.
7. Ciasto marchewkowe czy sernik?
 Sernik!
8. Piotrus Pan czy Zorro?
Ani jeden, ani drugi. A mogę wybrać konia Zorro?
9. Kolor Bożego Narodzenia to dla mnie kolor...
Zawsze był biały (śnieg), ale ostatnio jakoś kojarzy mi się z czerwienią....Szata Świętego? ;)
10. Z rodzicami w pobliżu czy jak najdalej?
W jednym mieszkaniu może nie. Ale czasem dobrze, kiedy ma się ich blisko...

Moje wyróżnienia- cóż, nie tak dawno nominowałam blogi ulubione.
Tu lista z okazji nowej nagrody.
Niewymienieni niech wybaczą. Obserwuję około 50 blogów. Ostatnio niestety życie mi plącze ścieżki i nawet czytać nie mam kiedy, co dopiero komentować i żyć tym, co tworzycie.  
Jednak wymienię te, które staram się śledzić i lubię je odwiedzać:   
1. Agniechę i Paulinę od koników polskich.
2. Owieczkę Rogatą.
3. Leptira.
4. Inkwizycję z Czułego Inkwizytorium.
5. Moje Podlasie.
6. Do Dzieci Z Pasją.
7.Bubisa z Mojego życia na wsi.
8. Weszynoska z Rancza Zalas
9. Powrót do tradycji z kozami w tle.
10. Ilona i jej Mała Zagroda :)
11. Mir i Jego Las.

Śpieszę poinformować nominowanych, psy wywietrzyć i chyba zlec wcześniej.
Miękkie serce twardego tyłka wymaga.
Mój schudł. Czy twardszy? Chyba bardziej kościsty raczej.
Dobre serce chyba tylko dla zwierzów i dzieci. Reszcie chyba trzeba reglamentować.    
Chudy, nie chudy też wyspać się musi, a młode jeszcze dobrzeją po infekcji więc noc raczej niespokojna mnie czeka. 
 
Poniżej moje zapytania.
Kto ma ochotę wytrzewić się nieco i czas na takową czynność literacką posiada- zapraszam.
Jeśli nie- złościć się  i włosów z głowy rwać nie będę, ale...sobie to zapamiętam!
(he he he) 

1. Literatura współczesna czy klasyka?   
2. Deszcz czy śnieg?
3.  Kiedy czuję zapach siana myślę o...?
4. Cechy charakteru, jakie chciałabym/chciałbym u siebie zmienić? 
5.  Kochasz dla czy za?
6. Pies to dla Ciebie...?
7. Kogo zabrałabyś/zabrałbyś do szalupy ratunkowej- swojego ukochanego zwierza czy lubianego sąsiada? 
8. Kamień czy drewno?
9. Barbie czy Xena?
10. Poezja śpiewana czy gotic?    
 
  


1. Zmierzch czy świt?
2. Wyobraźnia czy realizm?
3. Z wiatrem czy pod wiatr?
4. Rodzina czy praca?
5. Fiołek czy jaśmin?
6. Złoto czy srebro?
7. Ciasto marchewkowe czy sernik?
8. Piotruś Pan czy Zorro?
9. Kolor Bożego Narodzenia to dla ciebie kolor...
10. Kawa w fotelu czy na tarasie?
11. Z rodzicami w pobliżu czy jak najdalej (kwestia mieszkania)?


Read more: http://sloneczneniezapominanie.blogspot.com/#ixzz2D4IcAJqp
1. Zmierzch czy świt?
2. Wyobraźnia czy realizm?
3. Z wiatrem czy pod wiatr?
4. Rodzina czy praca?
5. Fiołek czy jaśmin?
6. Złoto czy srebro?
7. Ciasto marchewkowe czy sernik?
8. Piotruś Pan czy Zorro?
9. Kolor Bożego Narodzenia to dla ciebie kolor...
10. Kawa w fotelu czy na tarasie?
11. Z rodzicami w pobliżu czy jak najdalej (kwestia mieszkania)?


Read more: http://sloneczneniezapominanie.blogspot.com/#ixzz2D4IcAJqp

czwartek, 8 listopada 2012

Ekspresowo: Falstart.

No i cóż.
Żłobkowanie Młodego skończyło się po drugim dniu. 
A tak mu dobrze szło; nie płakał za wiele, na trzeci dzień miał zostać już na południową drzemkę.
W nocy rzuciła się mu na głowę gorączka i z małego noska począł lać się katar...
Nad ranem, około piątej, gorączka 38,5 nie zwiastuje nic pozytywnego, więc podjęłam kroki mobilizacji na pełnej linii. 
Jako, że pomysł jechania z chorym Starszym do lekarza i zabieranie Młodszej - przynajmniej nie objawiającej jeszcze zaszczepienia wirusa uważałam za chore, przybyły posiłki rodziców naszych.
Zostali z Młodą, a ja mogłam w miarę spokojnie, udać się do lekarza z Młodym.

W poczekalni tłumy charczących starych i całkiem małych.
Lekarka stwierdziła infekcję wirusową, czego się domyślałam, bo galopujący był ten rozwój choroby (właściwie w przeciągu nocy). 
Ze żłobka nici, mamy przerwę do środy przynajmniej. 

Póki co stan podgorączkowy, gluty do pasa, ale humor małego rozbójnika powrócił więc mam nadzieję na lepsze widoki.

W pracy liczyli na mój powrót, ale nie wyszło, stąd nastroje zabójcze zapewne. 

A, bo cholera z tymi babami. 
Rodzą te dzieci, a potem im te dzieci chorują, i te baby (tak! te same!) biorą urlop, albo i opiekę nawet na te dzieci - szkoda gadać. 
Chyba najlepiej jakby ta baba w domu z tym dzieckiem siedziała! Bo cóż po takim pracowniku?
Ano- zgoda!

Więc dajcie tym babom podchować dzieci. 
Albo zapłaćcie im mężom, partnerom tak, by te baby mogły w domu z dziećmi zostać. 
Zająć się nimi, domem, tudzież psia i kocią menażerią, włączając w to jakieś duże sztuki nieparzystokopytnych lub/ i przeżuwaczy.

A jak wrócimy- przecież i tak czekają nas cztery etaty.
Praca.
Dom.
Dzieci i menażeria.

I po tych trzech, podpierając się rzęsami, wciskać coś na siebie ładnego i pachnieć...

Nic tylko udusić się taką podwiązką tudzież zachlastać na śmierć pejczem.(niepotrzebne skreślić)
Wrrr.

piątek, 2 listopada 2012

Zdychaliby długo....

Jestem na FB, no jestem.
Czasem podpisuję petycje dotyczące wielu akcji związanych z wiwisekcją, hodowlą zwierząt futerkowych, wybijania mustangów, akcji wybijania kojotów u jankesów i innych tam działań, jakie podejmuje jedynie słusznie panujący, zdegenerowany gatunek, do którego niestety należę, choć często się tego wstydzę.

Otóż dziś, na FB przeczytałam (profil Vivy, tej od zwierząt, co to jej niektórzy bardzo nie lubią, bo się użala nad konisiami wiezionymi do Włoch czy też męczonymi na targach (z tradycjami, kurwa mać) ), że  u naszych podobno bardziej cywilizowanych sąsiadów kwitnie pewien rodzaj burdelów.
I nie, nie są to burdele z samicami człowieczymi.

To burdele dla zoofilów.
Utrzymywane tam psy i koty służą rozrywce tych zdegenerowanych istot- czyli ludzi.
I wszystko w majestacie prawa, bo zoofilia w Niemczech nie jest karalna.
Zdjęć (podobno bardzo drastycznych- co można sobie wyobrazić) nie oglądałam.

Wiecie co?
Ja już czasem mam naprawdę dość.
Miałam nikomu juz źle nie życzyć.
Ale takim degeneratom tylko kawał jelita wyciagnąć, przybić do słupka i ganiać dookoła, aż sobie te flaki z siebie powywlekają.
Niech zdychają w męczarniach. 
Padlina nie ludzie.
 

Popaprańcy p...leni.
Dobra, dość Tupaja...adrenaliny i kortyzolu już na dziś dość.




wtorek, 30 października 2012

Perfekcyjna Hausfau.

Tak sobie z doskoku oglądam jednym okiem i słucham jednym uchem niektórych programów telewizyjnych.
Filmów nie daje rady, bo ciągle przy moich pożeraczach czasu, musiałabym wracać do momentu, w którym przerwałam.
I tak leci sobie tvn internetowe...A tam różności. 
Pomijam takie buble i nie mające nic interesującego jak wygłupy Wojewódzkiego czy też popisy pani Krupy w związku z modelkami. Nota bene babol ani ładny, ani zbudowany, a co rusz onetowi pseudo dziennikarze trąbią, że coś Krupa pokazała. 
Jak o kimś cicho- wystarczy dupskiem zaświecić na imprezce czy cycek uwolnić i już- jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (czasem może to być dotknięcie "różdżki" czyjejś ;))- robi się o takiej pani głośno.

Jest jeszcze jednak jeden program, na który się natknęłam.
Jakaś totalnie masakryczna produkcja.

Prowadząca- perfekcyjnie robi wszystko....;)

"Perfekcyjna pani domu".

Co to za cyrk, słuchajcie...
Przyjeżdża baba do drugiej baby i ocenia jak ta pierwsza radzi sobie jako gospodyni.
Zagląda w szafy, w kąty, szuka kurzu i mierzy jego warstwy, zagląda wszędzie gdzie można i gdzie się nie powinno- szanując czyjąś prywatność. 
Ale- jeśli program tego typu ma wciągać ludzi- trzeba włazić wszędzie, w każde zakamarki, choćby i w majty gospodyni domu.

Laski mają czas na uporanie się z bałaganem według wskazówek perfekcyjnej pani, która rewolucję przeprowadza, a krytykuje ona ochrypłym głosem i gani te nieszczęsne kobitki wytykając im wszelkie niedociągnięcia.

Tja...
Nie należę do pedantek- ba! brzydzę się pedantyzmem. 
Chyba czułabym się jak zwierz w klatce, albo świnia na wylanym betonem wybiegu (gdzie ryć nie może).
Bezdech totalny.
Niemożność dania upustu swojemu temperamentowi.

Jestem bałaganiarą, ale nie brudasem.
Nie wyobrażam sobie jednak takiej schizofrenii w jaką pakują się uczestniczki tego "szoł".
Te rozedrgane usta, zimne poty, szczękanie zębami, niemal zaprzestanie miesiączkowania. 
A wszystko dlatego, że po wizytacji pani, mają rewizytę i kontrolę czystości,układania w kosteczki, prasowania i innych pierdów ludzi, którzy nie zajmują się niczym innym, jak sprzątaniem, układaniem wedle linijki bucików, pudełek czy też prawidłowym zawieszaniem wieszaków (muszą wisieć haczykami w jednym kierunku, a ich odległość od siebie ma wynosić 2 cm...).

Wygrywa ta (uczestniczki są (chyba) dwie- chyba, bo zmęczyłam tylko jeden odcinek), która wywiąże się z zadania najlepiej....
Pani prowadząca, z muzyką rodem ze "Szczęk" w tle, zakłada białe rękawiczki i mizia półki, zakamarki mebelków...Ocenia ilość kurzu. 
A ta oceniana drży i niemal jej zwieracze puszczają.
Horror, po prostu horror.

Moja jedna z niewielu przyjaciółek, napisała mi niedawno, że śniło jej sie, że wysprzątałam jakis pokój. 
Aż lśnił...
Była pewna, że byłam to ja i sen ów wprawił ją w świetny nastrój (pozdrawiam Cię Marto serdecznie!).
Zdaję sobie sprawę z tego, jak ten sen nią musiał wstrząsnąć....

Dobra....
Idę do kuchni, korpusy kurczaków biednych (tak, żal mi kurczaków zarzynanych, i krów też, i świń, i koni też, i kóz, i owiec, i jestem przeciwko transportom żywych zwierząt do rzeźni za granicę- czy są to konie, czy cielęta), zobaczyć ile szumowin wypłynęło na kuchenkę. 
Umyję może jutro. 
Może pojutrze.

Kiedy Młode dorosną, bez większych poszukiwań zaszczepimy na chlebie pleśń (zbierając kurz), która urośnie pięknie, będą też wiedziały co to Pholcus i ocenią jakie lato - czy komarze czy też nie- było w roku ubiegłym, bo mama chlasta te owady na suficie i trupów nie zeskrobuje.

Ale to ja.
Okropna Tupaja, co zamiast sprzątać pisze głupoty na blogu.
Pozdrawiam swoiście nienormalne panie domu!





niedziela, 28 października 2012

Ty bałwanie!


Nie wiem kto miał większą radochę...
Chyba jednak mama Tupaja :)

Swoją drogą...
Bałwan.
Jakoś tak pejoratywnie brzmi, jako że tępoli tak często nazywamy.

Sypnęło śniegiem i sadzą

Tak to już moi mili jest u nas, że piec zapycha się zawsze przed ochłodzeniem.
Zastanawiam się czy aby nie mianować się babą prognozującą.
Są wróżący z fusów, są z gwiazd wróżący; może nam rola wróżących z pieca przypadła?
Hmmmm.......?

Kamax zabrał się do wytrzewiania pieca z sadzy i wszelkiego czarnego suchego guana.
Patrząc z boku, kiedy pakował po pachy rękę w otwór rewizyjny miałam skojarzenia weterynaryjne, ale...to ja, a mnie się często coś z czymś kojarzy.

Zima nam się rzuciła pod nogi; bałwana ulepiłam w 3/4, ale Garipowi bardziej się spodobał i go rozniósł w trymiga.
A za oknami- biało i mokro.




Dziś też bufor ratowaliśmy, bo... moi kochani qwa mać koledzy, "insztalatorzy" jak w pijanym widzie (może nawet nie "jak"), składali nam instalację c.o. i c.w.u.  
Lepili. 
Powiem tak, że w ich przypadku nie miałabym wątpliwości co z nimi zrobić, gdyby mi się dziś nawinęli  pod rękę. I nie było by to mizianie po głowie. Oj, nie!
I czego ja bym nie dała rady, Kamax by dokończył.
A wszelkie ślady Ruda zakopałaby na podwórku.


poniedziałek, 22 października 2012

Nasze okolice: Jakuszowa i okolice


Niedziela.
To był po prostu piękny dzień....
Wybrałam się z psami, co by tarki nazbierać, ale nic z tego.
Za to widoki cudowne, ciepło, że "coś okropnego" no i mogłam nieco się wybiegać.
Psy też, choć Garipu na uwięzi....
Spacerek w rejonie wsi Jakuszowa.
 

Ruda- tropicielka






I tak sobie idziemy....


A w górze słońce, nieba błękit i korony drzew



"Krowy na horyzoncie!"





Aleja Modrzewiowa




Odroślowy drzewostan dębowy
Jakuszowa (niem. Jakobsdorf), wioseczka, którą musiałam przejść, kiedy wychodziłam z Wąwozu Myśliborskiego i kierowałam się w stronę Lipy.
W miejscowości tej znajduje się pałac- o taki:



wraz zabudowaniami folwarcznymi. Są i stajnie. Użytkowane. Byłam w nich nawet jakiś rok temu. Przyjemna stajenka, ale mało koni.








slaskiezamki.pl
Szlak prowadzi polami, wysadzanymi starymi odmianami drzew owocowych, mijamy pastwiska, na których pasą się krowy. Wbrew pozorom jest to rzadki widok ostatnimi czasy ....
Na horyzoncie- przy dobrej pogodzie widać Karkonosze ze Śnieżką i Izery.
Potem szlak kieruje się w dół, do szosy. W lewo- na Paszowice, w prawo- na Lipę.
Mijana Aleja Modrzewiowa nie jest jakoś specjalnie interesująca, choć rosnące tam drzewa maja słuszne rozmiary (pomnikowe).
Tutaj- mapka terenu z google maps