.

.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Mrównik, nietoperz i wściekłość ciężarnej.

Ano, wściekłam się.
I to tak, że gdybym miała jakiś mały miotacz ognia- chyba wszystko bym wkoło puściła z dymem.
Diabelskie moce mnie posiadły chyba...
Ale jak tu nie czuć wściekłości wręcz parującej uszami, w sytuacji kiedy otwierasz oko, skupiasz ogniskową i co widzisz?
Małe sześcionogie paskudy, o których myślałaś że dały sobie święty spokój z niechcianymi odwiedzinami ( z reguły z resztą kończącymi się ich eksterminacją), bezczelnie oblazły krzesło z ubraniami...
Mało tego... te małe, wścibskie formiki zadekowały się w ... biurku!
Odsuwam jedną, drugą szufladę- a tam? No pewnie- czarna masa pełzających mrówek! Szał mnie normalnie ogarnął. Jak opętana ...zajęłam się tłuczeniem tego tałatajstwa, bo już nerwowo nie wytrzymałam.
Ktoś mógłby mieć niezły ubaw gdyby na mnie patrzył:
Baba w wysokiej ciąży, klnąca pod nosem, wykrzykująca: "A masz!" i waląca z zacięciem klapkiem w podłogę, zabijająca owady w szufladzie gołą ręką...
Młody, w swoim łóżeczku tylko wołał: "Tał, tał", bo odgłosy pobrzękujących pod wpływem drgań podłogi przedmiotów na stole przypominały mu bicie zegara i dzwonów na wieży kościoła.

Przygarnę mrównika!
Albo mrówkojada!
Albo i jedno i drugie zwierzę!

A koty- pogonie na cztery wiatry- myszy nie łowią, a chyba o mało nietoperza wczoraj nie zatłukły.
Znalazłam go wczoraj pod wieczór, całkiem dużego, leżącego na ziemi. Garip przyglądał się czemuś badawczo- jak poprzednio jeżowi. Z daleka wyglądał jak jakaś rozlana...kupa. Siedział na ziemi, z rozpostartymi skrzydłami. Większy niż te, które zwykle latają nad naszym podwórkiem. Rozpiętość skrzydeł- tak na oko jak cukrówka. Uszy nieduże, więc nie gacek, futerko brązowawe, z jaśniejszym brzuszkiem.
Zabrałam go przez szmatkę, bo wywijał paszczą i mógłby ugryźć. Nie wiedziałam większych uszkodzeń, miał dziurkę po zębie na jednym ze skrzydeł, a tak to prezentował się całkiem żywo. Schowałam go do kartonu i poczekałam na noc. Wystawiłam go za okno i...zobaczyłam jak odlatuje. Byłam taka podekscytowana...Piękne zwierzęta.
A jak dowiem się, która moja kocia franca go dopadła- to ino futro będzie fruwać!

7 komentarzy:

  1. Miałam kiedyś mrówki w mieszkaniu w centrum miasta, mieszkały pod prysznicem i za każdym razem kiedy pod prysznic szłam i musiałam je spłukać gryzło mnie sumienie.
    A ja znalazłam ostatnio zająca, nakarmiłam go marchewką, ale nie chciał jeść. Przyjechał po niego leśniczy.
    Nietoperze rzeczywiście urocze, moja kotka na szczęście ich nie łapie, ale za to dosłownie przed chwilą przyniosła mi martwą mysz...
    Pozdrawiam i spokoju w tej zaawansowanej ciąży życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na nietoperze uważaj. Dwa lata temu w naszej okolicy była wśród nich wścieklizna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać że bez radykalnych (chemicznych) środków się nie obędzie.
    Pozdrawiamy i życzymy jak najmniej pretekstów do nagłego wzrostu ciśnienia tętniczego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To moja wina, strasznie Cię przepraszam. Sprawdzić miałem u babci i zapomniałem. Ale teraz to już po ptokach. Na rok przechlapane.
    Za rok zrobisz tak: ze święcąnką wchodzisz i zapodajesz zaklęcie "Święcone do domu, mrówki z domu"
    I po sprawie. No sorry !

    OdpowiedzUsuń
  5. No, to przechlapane...I tak rok cały z mrówami? Wrrr....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, może bożonarodzeniowe zaklęcia jakieś są, ale nie znam :)

      Usuń