.

.

wtorek, 30 października 2012

Perfekcyjna Hausfau.

Tak sobie z doskoku oglądam jednym okiem i słucham jednym uchem niektórych programów telewizyjnych.
Filmów nie daje rady, bo ciągle przy moich pożeraczach czasu, musiałabym wracać do momentu, w którym przerwałam.
I tak leci sobie tvn internetowe...A tam różności. 
Pomijam takie buble i nie mające nic interesującego jak wygłupy Wojewódzkiego czy też popisy pani Krupy w związku z modelkami. Nota bene babol ani ładny, ani zbudowany, a co rusz onetowi pseudo dziennikarze trąbią, że coś Krupa pokazała. 
Jak o kimś cicho- wystarczy dupskiem zaświecić na imprezce czy cycek uwolnić i już- jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (czasem może to być dotknięcie "różdżki" czyjejś ;))- robi się o takiej pani głośno.

Jest jeszcze jednak jeden program, na który się natknęłam.
Jakaś totalnie masakryczna produkcja.

Prowadząca- perfekcyjnie robi wszystko....;)

"Perfekcyjna pani domu".

Co to za cyrk, słuchajcie...
Przyjeżdża baba do drugiej baby i ocenia jak ta pierwsza radzi sobie jako gospodyni.
Zagląda w szafy, w kąty, szuka kurzu i mierzy jego warstwy, zagląda wszędzie gdzie można i gdzie się nie powinno- szanując czyjąś prywatność. 
Ale- jeśli program tego typu ma wciągać ludzi- trzeba włazić wszędzie, w każde zakamarki, choćby i w majty gospodyni domu.

Laski mają czas na uporanie się z bałaganem według wskazówek perfekcyjnej pani, która rewolucję przeprowadza, a krytykuje ona ochrypłym głosem i gani te nieszczęsne kobitki wytykając im wszelkie niedociągnięcia.

Tja...
Nie należę do pedantek- ba! brzydzę się pedantyzmem. 
Chyba czułabym się jak zwierz w klatce, albo świnia na wylanym betonem wybiegu (gdzie ryć nie może).
Bezdech totalny.
Niemożność dania upustu swojemu temperamentowi.

Jestem bałaganiarą, ale nie brudasem.
Nie wyobrażam sobie jednak takiej schizofrenii w jaką pakują się uczestniczki tego "szoł".
Te rozedrgane usta, zimne poty, szczękanie zębami, niemal zaprzestanie miesiączkowania. 
A wszystko dlatego, że po wizytacji pani, mają rewizytę i kontrolę czystości,układania w kosteczki, prasowania i innych pierdów ludzi, którzy nie zajmują się niczym innym, jak sprzątaniem, układaniem wedle linijki bucików, pudełek czy też prawidłowym zawieszaniem wieszaków (muszą wisieć haczykami w jednym kierunku, a ich odległość od siebie ma wynosić 2 cm...).

Wygrywa ta (uczestniczki są (chyba) dwie- chyba, bo zmęczyłam tylko jeden odcinek), która wywiąże się z zadania najlepiej....
Pani prowadząca, z muzyką rodem ze "Szczęk" w tle, zakłada białe rękawiczki i mizia półki, zakamarki mebelków...Ocenia ilość kurzu. 
A ta oceniana drży i niemal jej zwieracze puszczają.
Horror, po prostu horror.

Moja jedna z niewielu przyjaciółek, napisała mi niedawno, że śniło jej sie, że wysprzątałam jakis pokój. 
Aż lśnił...
Była pewna, że byłam to ja i sen ów wprawił ją w świetny nastrój (pozdrawiam Cię Marto serdecznie!).
Zdaję sobie sprawę z tego, jak ten sen nią musiał wstrząsnąć....

Dobra....
Idę do kuchni, korpusy kurczaków biednych (tak, żal mi kurczaków zarzynanych, i krów też, i świń, i koni też, i kóz, i owiec, i jestem przeciwko transportom żywych zwierząt do rzeźni za granicę- czy są to konie, czy cielęta), zobaczyć ile szumowin wypłynęło na kuchenkę. 
Umyję może jutro. 
Może pojutrze.

Kiedy Młode dorosną, bez większych poszukiwań zaszczepimy na chlebie pleśń (zbierając kurz), która urośnie pięknie, będą też wiedziały co to Pholcus i ocenią jakie lato - czy komarze czy też nie- było w roku ubiegłym, bo mama chlasta te owady na suficie i trupów nie zeskrobuje.

Ale to ja.
Okropna Tupaja, co zamiast sprzątać pisze głupoty na blogu.
Pozdrawiam swoiście nienormalne panie domu!





niedziela, 28 października 2012

Ty bałwanie!


Nie wiem kto miał większą radochę...
Chyba jednak mama Tupaja :)

Swoją drogą...
Bałwan.
Jakoś tak pejoratywnie brzmi, jako że tępoli tak często nazywamy.

Sypnęło śniegiem i sadzą

Tak to już moi mili jest u nas, że piec zapycha się zawsze przed ochłodzeniem.
Zastanawiam się czy aby nie mianować się babą prognozującą.
Są wróżący z fusów, są z gwiazd wróżący; może nam rola wróżących z pieca przypadła?
Hmmmm.......?

Kamax zabrał się do wytrzewiania pieca z sadzy i wszelkiego czarnego suchego guana.
Patrząc z boku, kiedy pakował po pachy rękę w otwór rewizyjny miałam skojarzenia weterynaryjne, ale...to ja, a mnie się często coś z czymś kojarzy.

Zima nam się rzuciła pod nogi; bałwana ulepiłam w 3/4, ale Garipowi bardziej się spodobał i go rozniósł w trymiga.
A za oknami- biało i mokro.




Dziś też bufor ratowaliśmy, bo... moi kochani qwa mać koledzy, "insztalatorzy" jak w pijanym widzie (może nawet nie "jak"), składali nam instalację c.o. i c.w.u.  
Lepili. 
Powiem tak, że w ich przypadku nie miałabym wątpliwości co z nimi zrobić, gdyby mi się dziś nawinęli  pod rękę. I nie było by to mizianie po głowie. Oj, nie!
I czego ja bym nie dała rady, Kamax by dokończył.
A wszelkie ślady Ruda zakopałaby na podwórku.


poniedziałek, 22 października 2012

Nasze okolice: Jakuszowa i okolice


Niedziela.
To był po prostu piękny dzień....
Wybrałam się z psami, co by tarki nazbierać, ale nic z tego.
Za to widoki cudowne, ciepło, że "coś okropnego" no i mogłam nieco się wybiegać.
Psy też, choć Garipu na uwięzi....
Spacerek w rejonie wsi Jakuszowa.
 

Ruda- tropicielka






I tak sobie idziemy....


A w górze słońce, nieba błękit i korony drzew



"Krowy na horyzoncie!"





Aleja Modrzewiowa




Odroślowy drzewostan dębowy
Jakuszowa (niem. Jakobsdorf), wioseczka, którą musiałam przejść, kiedy wychodziłam z Wąwozu Myśliborskiego i kierowałam się w stronę Lipy.
W miejscowości tej znajduje się pałac- o taki:



wraz zabudowaniami folwarcznymi. Są i stajnie. Użytkowane. Byłam w nich nawet jakiś rok temu. Przyjemna stajenka, ale mało koni.








slaskiezamki.pl
Szlak prowadzi polami, wysadzanymi starymi odmianami drzew owocowych, mijamy pastwiska, na których pasą się krowy. Wbrew pozorom jest to rzadki widok ostatnimi czasy ....
Na horyzoncie- przy dobrej pogodzie widać Karkonosze ze Śnieżką i Izery.
Potem szlak kieruje się w dół, do szosy. W lewo- na Paszowice, w prawo- na Lipę.
Mijana Aleja Modrzewiowa nie jest jakoś specjalnie interesująca, choć rosnące tam drzewa maja słuszne rozmiary (pomnikowe).
Tutaj- mapka terenu z google maps

piątek, 19 października 2012

Gówniany post.

Mój Młody, dał mi wyraźnie do zrozumienia, że ma ochotę popróbować z nocnikiem.
Oczywiście- była jazda na nocniku, było szuranie nocnikiem po podłodze, było wlewanie do nocnika soku, wrzucanie zabawek. 
Mimo szczerych chęci, mojego 20-ms syna, posikało się dziecko koło stołu, na pęk swoich kluczyków i - z rozbrajającym wzruszeniem małych ramionek- umknął do drugiego pokoju.

Pomyślałam, że lepsze to niż coś grubszego i zaraz moje myśli powędrowały do czasów kiedy hodowałam motyle, do strzelania kupami przez gąsienice dziwaczki widłogonki i do ... piękna ich kup.
Nie- koprofilką nie jestem! Jednakże kupy tych gąsienic były jak dzieła sztuki. Do tego...trudne do przeoczenia :)
Niestety nie znalazłam swoich fotek (gdzieś w szafach siedzą...) więc posłużę się wizerunkiem kupek jednej z pawic.
Ładne, nieprawdaż?


Tutaj akurat odchody Antheraea polyphemus. Podobne...:)
Jeśli już przy kupie jesteśmy i kręcimy się w zasięgu mojej ulubionej grupy zwierząt- ciekawe przykłady tych stawonogów udających odchody celem uniknięcia ataku drapieżnika czy też pasożytów.

Gąsienica pazia Papilio glaucus (bugguide.net)


Kobielatka (foto z swiatmacrodotcom.wordpress.com)





Hedya nubiferana ; z: hantsmoths.org.uk

O ważności wyglądu kupy u zwierząt domowych już kiedyś napomknęłam w jednym ze swoich lipcowych postów.

Ciekawą jest dla mnie także wiedza o odchodach zwierząt dzikich, co ułatwia ich tropienie, a przynajmniej daje nam obraz występujących w danym siedlisku ssaków czy ptaków.
Kiedyś, nastolatką będąc (a dawne to były czasy, ale już z elekrtycznością), nosiłam ze sobą książkę: "Śladami zwierząt" i jak na moje potrzeby w zupełności wystarczała.

tablice z tejże książki


A dla tych, u których harcują takie miłe zwierzątka z wąsikami- proszę!Można pooglądać i zidentyfikować.
Po kupie ich poznacie!

Ja bez rycin wiem, że mi hulają myszy domowe po domu i łapię je dalej do tych żywołówek. 
Potem...Cóż. 
Powiem tak- nie wychodzą żywe ze słoika. 
Mam już po prostu dosyć ich gryzienia, włażenia do szaf, niszczenia, srania gdzie popadnie.
Ze swym okrucieństwem wobec tych- powiedzmy szczerze- upierdliwych, ale ładnych gryzoni, nigdy jednak nie przebiję tego pana:


Cóż jeszcze mogę dodać, żeby zebrać to ...do kupy?
Ano- jest i dla najmłodszych fajna książeczka (czytałam w internetni):







O kupie też dużo dobrego można powiedzieć - koniarze wiedzą, że źrebięta podjadają kupę matek co by sobie florę bakteryjną "zaszczepić" (tak też robi wiele przeżuwaczy, koale też). 
Psy też lubią, a znam parę osób, które twierdzą, że odkąd ich psy żrą końskie pączki- nie maja problemów z własnymi jelitami (psy- nie właściciele). 

Czy końska kupa robi dobrze ludziom- nie wiem, aczkolwiek pamiętam, że Linda Evans (ta z "Dynastii") okładała sobie twarz -co prawda- krowimi plackami i dobrze jej to robiło (gorzej z mężem).

Mnie usiłowano przekonać, że inhalacje końskim obornikiem działają odczulająco. 
Więc ja- alergik zawołany, powinnam z dużym zaangażowaniem czyścić jak największą ilość boksów :)

wtorek, 16 października 2012

Takie tam o głupich (babach), dżdżu, żłobkach i Closterkeller...

Nie wzięłam sobie do serca rad pani Anny Nowak, która to- zapewne kierując się dobrocią serca, radziła mi pisząc wiadomość prywatną na FB, żebym przestała pisać te moje bzdury, a zajęła dziećmi i mieszkaniem (że niby wysprzątać je mam; qrcze- czy jestem w Big Brotherze? )
Otóż to- mam gdzieś pańcię Nowak. I jej podobne.

Czekam, aż moje małe ssaki usną (loteria czy oba jednocześnie), pędem latam na ścierce do podłóg czy też topię talerze w misce i nie zauważając ich kwików zmywam przylgnięte do nich miłośnie resztki jadła...
I sobie coś przeczytam, może i trochę "bzdur" napiszę w tym moim blogu.
Mój blog (moje kredki). 
I won mi, p. Nowak!

Kurdelebele....!
Jakby się chciało zawołać z moim ulubieńcem Lobo.



Żyję pod jego dyktando ostatnio. Nie- nie Lobo, ale czasu.
Raz pod rękę, raz zbieram razy od niego.
Czasem kocham, czasem nienawidzę.
Ale generalnie, podpisuję się pod słowami Anji....


Pogoda się zwarzyła, mamy listopadowy klimat i jak nic wpisuje się tu moja- ulubiona  z czasów dzieciństwa, piosenka śpiewana przez Chyłę (autorem tekstu jest chyba Gałczyński) ...

(...) Już jesień jest niestety.
Deszcz chlupie- chlup, chlup, chlup.
Spadają z drzew kotlety! 
A wszystkie do mych stóp.
Tłuszcz pryska mi na rzęsy.
Sztuka mięs pędzi wiatr..(...) 

A że pies śni- to blisko Garipa, jego nosa, który wcale lepiej nie wygląda.
Nie wiem jak to będzie z tym toczniem...

Sąsiadka wyzwala w psie instynkty ...eliminacji słabych sztuk. 
Płot musimy podmurować, bo nasz 60 kg młodzian pod siatką przełazi i babę straszy (trzeba powiedzieć, że wychodzi mu to wzorowo...).
Ileż można psy w domu więzić, szwendać się z nimi po podwórku na uwięzi, bo "może się coś stać.

W niedzielę w lesie facecik z nożykiem na mnie wylazł. Na grzybki szedł? Ale bez koszyczka?
Garipek tylko uśmiechnął się do niego, w kagańcu.... 
Nie wiem, co byłoby gdybym była sama....

Przeczytałam o aferze z prywatnym żłobkiem we Wrocławiu, gdzie dzieci krępowano, znęcano się nad nimi, karmiono siłą. 
Nasz Młody idzie co prawda do "państwowego", ale bliżej tematu nie kryłam przed samą sobą oburzenia. 

Cóż, w kraju gdzie płacze się nad niskim wskaźnikiem urodzeń, jednocześnie nie robi się nic w celu poprawy dostępności żłobków dla dzieci, utrudnia kobietom powrót do pracy, a jak już taka wróci, to można na nią naszczekać, ze wyrodna, bo dziecko do żłobka oddała. 
A w pracy narzekać, że na "opiekę" idzie.

Wrrrrr... nakręcam się. 
Może niepotrzebnie. 


Ale myślę i martwię ...jak to będzie. 
Jak Młody zniesie żłobkowanie, jak ja to zniosę...?
Pewnie jak już wejdę w ten pieprzony kierat dojazdów to już jakoś będzie. 
A na razie- "sraczka" jak przed egzaminem....




sobota, 13 października 2012

Nasze okolice: Bazaltowa Góra

Garip pod wieżą widokową na Bazaltowej Górze
Dzisiejszy dzień mam wypełniony energią, którą spożytkowałam na przemieszczanie się - to z młodymi, potem ze sforą.
Południowy spacer zmęczył mnie nieco ponieważ źle dobrana garderoba spowodowała znaczne zachwianie równowagi elektrolitowej u każdego z nas, człowiekowatych. 
Patrząc na mnie i dzieci, sądzić by można, że powracamy z koła podbiegunowego. Po prostu- w przeciągu pół godziny, temperatura z magicznych 10 skoczyła do 15 stu, a to bardzo dużo, mając na względzie to, że ma się na sobie cieplejszą kurtkę...

Idąc za ciosem (kiedy pięknie na dworze ciężko mi usiedzieć w domu) i wprowadzając w życie zasady, dzięki którym możemy trochę wpłynąć na poczynania naszego kangala, zapakował mi Kamax psy do foxa i ruszyłam.

Miałam podjechać na Modrzewiową Aleję, ale zdecydowałam, że zajrzę na Bazaltową Górę.
Wzniesienie to leży 368 m n.p.m.
Położone jest w południowo-wschodniej części Pogórza Kaczawskiego. To były  wulkan.
Ma dosyć strome zbocza, także spacerek całkiem miły- troszkę pod górkę, troszkę z górki.
Trawersujaca ścieżka, z wystającymi kamykami, pokryta już liśćmi z obecnych w drzewostanie jaworów, buka , dęba i lipy drobnolistnej.

Określić dominujące zbiorowiska troszkę ciężko, bo szłam na smyczy z naszym bandziorem


 i głównie patrzyłam pod nogi, na rumosz, co by nie pojechać na butach.
Zauważyłam jednak konwalię majową (owocującą), parę gatunków dzwonków i marzankę wonną.
Megi pewnie będzie wiedziała, ale źródła mówią, że żyzna  buczyna sudecka, a  południowe zbocza zajmują kwaśne dąbrowy, a wśród nich fragmenty ciepłolubnej dąbrowy brekiniowej.
Nie dam się pociąć, że tak właśnie jest.

Mam nadzieję, że starczy nam życia, czasu i sił, żeby obejść te nasze okolice , bo i  ciekawe botanicznie jak i geologicznie, że nie wspomnę o entomofaunie.
Podobno Bazaltowa jest bardzo zróżnicowana, jeśli chodzi o budowę geologiczną.
Są i bazanity mioceńskie tworzące pokrywę lawową, wypełnia on także część komina dawnego wulkanu. Bazalt budujący górę tworzy dość regularne słupy.

W części południowo- wschodniej znajdują się pozostałości dawnego kamieniołomu.
A na szczycie Bazaltowej Góry znajduje się 10-metrowa wieża widokowa, wzniesiona w 1906 roku (zabytek wpisany do rejestru) z łamanego kamienia bazaltowego na planie koła. 
Wejście do wieży stanowi gotyzujący portal, obramowany cegłą klinkierową. Wieżę zaś wieńczy platforma widokowa. Niestety nie za wiele z niej widać. To znaczy- drzewostan- jak najbardziej….

wikipedia

Ciekawostką jest, że w czasach pogańskich znajdował się na Bazaltowej święty gaj.  Gaj ten miał nakazać spalić biskup wrocławski Cyprian (1201–1207). Wystraszył się, gałgan jeden mocy bóstw zapewne....
Na szczycie góry znajdować się miała także otoczona kamiennym kręgiem świątynia pogańska.
Czyli … miejsce nie dość, że urokliwe to i magiczne!

W słońcu skrzyły się pajęczyny babiego lata, ciepły wietrzyk hulał między koronami poczerwieniałych i zażółconych drzew. 
Wkoło sporo grzybów, tyle, że niejadalnych, albo jadalnych tylko raz.
"Drugie życie drzewa"...Foto zgrzebne, bo telefoniczne...


Nad głową usłyszałam jakiegoś drapola (nasze określenie ptaka drapieżnego), pokrzykującego ….
Było pięknie.
Psy zmęczone, ja jeszcze nie powróciłam do formy sprzed ciąż. 
A jednak- zadowolona i jutro- o ile nie będzie lało- powtórzymy spacerek.



piątek, 12 października 2012

Literatura dla kucharek i o tym, że krową nie jestem.

Skończyłam "Rok w Poziomce" Michalakowej i niestety muszę stwierdzić, że nie każdy weterynarz ma dar pisania. Nawet dla gospodyń domowych. 
muzeumkarykatury.pl

Dyrdymały, przewidywany kisiel z siemieniem lnianym. Sruuu... przeleciało i żadnych refleksji.
Może poza jedną- w książeczkach niektórych, a tej także, domki wymarzone, a zaniedbane, pańcie kupują prawie bez oglądania z wewnątrz (a instalacje? a grzyb ewentualny? a co na ścianie? ubytki ? jak więźba? ściany nośne?), właściwie bez problemu dostają one  kasę z banku, bo- dzięki splotowi przedziwnych wypadków i osoby pewnego mężczyzny (którego oczywiście kochają skrycie i wielką, niespełnioną miłością), mają środków na tyle by kredyt dostać, dom zakupić i móc zapłacić robolom za robotę.
Okazuje się także, że wielka miłość oczywiście na nas gdzieś zawsze czeka, nawet jeśli zachodzimy w ciążę z typem, którego nie znałyśmy za długo, a potem okazuje się on  playboyem z napuchniętym portfelem, ale oczywiście pojawia się rycerz, który w międzyczasie także ma wypadek samochodowy, ale wszystko- jak należy- kończy się happy endem. 
Aż do wyrzygania. Mówiąc brzydko, acz dosadnie.

Czeka jaszcze parę książek- ostatnio pożyczyłam od mojego ojca "Sprawiedliwość owiec" Leonie Swann i pamiętając ją z radiowej Trójki, oczekuję miłych doznań. 
Jak będzie czas...To może poczytam.

Dziś dzień wstał w mroźnych skarpetkach. 
Zero na termometrze- ok. 5 m nad gruntem.
Pięknie wyglądały trawy i nasze chwastowisko na podwórku. A jeden z dmuchawców mniszkowych- biedny, zamknięty w mrozowej kuli, aż mu łeb na glebę opadł. Widziałam to wszystko przechadzając się z Garipem po podwórku, bo płot postawiony- siatkowy, ale bez podmurówki i nasz bandzior przełazi pod siatką. 
Przedwczoraj o mało mi sąsiadki nie pogryzł...Robi się niewesoło. Musimy zakupić po prostu osprzęt do linki i kotwy, co by przytwierdzić linkę metalową do budynków, żeby agent miał minimum ruchu, a my jaką taką pewność, że nie poleci za płot i kobiety nie zagryzie. 
Gdyby się tak stało- zapewne nie mielibyście już okazji czytać tego bloga, choć- w kiciu mają chyba internet?

Wykorzystałam dzień dzisiejszy na dłuższy spacer z młodzieżą, bo podobno jutro atak deszczu. 
Wskazany, bo tak sucho już dawno nie było. Wody w piwnicy brak....Niby dobrze, ale jak sobie człowiek pomyśli o suszy to już mniej miło. Zwłaszcza jeśli znów szykuje się mroźna, bezśnieżna zima. 

W piecu czerwony żar, pachnie krupnikiem, trochę domowo i fajnie się zrobiło. 

Popsułam się.

Kiedyś nie wyobrażałam sobie swoich dzieci (nigdy ich nie lubiłam), nie myślałam, że radość sprawi mi ugotowanie dobrej zupy czy gulaszu. Zakładałam, że kobiety zajmujące się domem i swoimi dziećmi coś tracą. 
Oczywiście- nawet przy najlepszych wiatrach- nie zamierzam porzucić swoich pasji i jednak wolałabym być choć częściowo niezależną finansowo. 

Krowa rasy białogrzbietej - nasza rodzima rasa krów mlecznych (www.krowy.net)

Nie jestem krową- zmieniam poglądy. 

Obecnie zmieniły mi się priorytety. I nie chodzi tylko o moje  aktualne kwoczenie. 
Nie powiem, fajnie byłoby spełniać się w pracy. Teraz jednak widzę, że chyba jedynym szczęśliwym wyjściem jest coś własnego, bo praca u kogoś zawsze nas w pewnym stopniu kastruje i zniewala. 
Znoszenie fochów szefa (szefowej), ścieranie się z zespołem ludzi. 
Do wyścigu szczurów się nie nadaję. 
Zresztą... Jak tu się ścigać z facetami czy dwudziestoletnimi "fokami" zdolnymi do....głębokich (haha!) poświęceń, mając wiek chrystusowy i dwójkę małoletnich!

Czekam na natchnienie; coś tam we łbie się rodzi.  
W bólach, jakby to mamut miał przyjść na świat.
Na razie jednak, w pełnym oczekiwaniu na zmiany....
 



niedziela, 7 października 2012

Moje ulubione robale. Cz. I- Komu pachnie pluskwa?

Już pisałam, że lubię owady.
Pisałam też o moich próbach hodowlanych - o hodowli motyli .
Chyba aura- jesienna, z całym tym przemijaniem, wiecowaniem szpaków, odlotów ptasich, nastroiła mnie do wspomnień, ale i odświeżenia tego, co stanowiło kiedyś poważną część mojego życia.
Nie porzuciłam na zawsze. Będą większe- dzieciaki rzecz jasna- powrócę do odłowów i obserwacji.

Dziś o pluskwiakach. 
Jest ich sporo. Generalnie zawsze interesowały mnie pluskwiaki różnoskrzydłe (Heteroptera), a w szczególności rodzina Pentatomidae (tarczówkowate). Ogólnie jest to bardzo liczna (ilość gatunków) rodzina, bo obejmuje ok. 460 rodzajów z  ponad 4100 gatunkami. Oczywiście to wartość przybliżona, bo wiele ich jest nadal nieodkrytych, wiele zginie zanim je poznamy....
Nasi krajowi przedstawiciele tarczówkowatych to w większości owady dość spore, różnorodnie ubarwione.
Nazwa "tarczówkowate" wywodzi się zapewne od tarczki, która sięga owadom nieco za połowę odwłoka. Cechą charakterystyczną rodziny są także pięcioczłonowe czułki, trójczłonowe stopy oraz brak kolców na goleniach (kolce posiada druga ciekawa rodzinka- Acantosomatidae- puklicowate).
Oczywiście cechy te są do stwierdzenia pod binokularem lub lupą (ilość członów czułków). 

W Polsce stwierdzono 46 gatunków tych pluskwiaków.
Powiem szczerze, że w swym dobrym czasie byłam w stanie odróżnić bez dodatkowego sprzętu wiekszość gatunków. Spędziłam sporo czasu z zebranym materiałem; najczęściej czerpakowałam lub stosowałam metodę wypatrywania. 
Brzmi może śmiesznie, ale polega po prostu na wypatrywaniu owadów na roślinach. Potem już tylko hap! złapać i ...do zatruwaczki. No- chyba, że jest to coś, co znam. 
Wtedy podrażnię się z owadem nieco...Tak, żeby się z lekka zdenerwował i ...

No właśnie.
 Bardzo lubię zapach pluskwiaków!
Większości ludziom pluskwiak śmierdzi.
Wiem, że ktoś może powiedzieć, że jestem nienormalna. Jednak nie oburzam się, bo na moim przykładzie (niekoniecznie dotyczącym wąchania pluskwiaków) można stwierdzić, że normalność to pojęcie względne....:)

Wracając do tych przemiłych owadów to  mamy tu gatunki roślinożerne (któż z nas nie zna smaku pluskwiakowej śliny w malinie?), drapieżne oraz wszystkożerne.

Wiele z nich jest pospolita i widywana przez Was na łąkach, w lasach, ogrodach.
Może mały przeglądzik?

Graphosoma lineatum- (Strojnica baldaszówka) z: flickrhivemind.net  

Aelia acuminata (Lednica) z: diertjevandedag.classy.be

Mój faworyt- Carpocoris purpureipenis z: entomart.be
Dolycoris baccarum- plusknia jagodziak- chyba każdy zna :) z:britishbugs.org.uk

Podops inuncta. Ciekawy przypadek. Bardzo rzadki w Polsce. Znalazłam. Na skalniaku mojej mamy :) foto: forum.gon.com

Troilus luridus -zawadzik leśny (leśniczek)  imago i...
Jaja, a właściwie opuszczone osłonki jajowe z: britishbugs.org.uk

Pentatoma rufipes- tarczówka rudonoga. Największy przedstawiciel tarczówkowatych w faunie Polski; foto z: thenaturalstone.blogspot.com
Picromerus bidens- zbrojec dwuzębny - jeden z moich ulubionych, foto z: http://www.treknature.com
Palomena prasina foto- gardensafari.net
Z rodzinką tych owadów wiąże się osoba pewnego profesora. To prof. dr hab. Jerzy A. Lis. Heteropterolog, z którym spotkałam się kiedyś na zebraniu PTE (Polskiego Towarzystwa Entomologicznego w Bytomiu), a który zrobił na mnie wielkie wrażenie jako znawca tych owadów.
Jest on także autorem kluczy do oznaczania pluskwiaków, które znam już niemal na pamięć....

Poniżej jeszcze dwa przykłady gatunków cieplejszych rejonów świata. Prawda, że są piękne?
michael-lustbader.photoshelter.com

flickriver.com

czwartek, 4 października 2012

Nadchodzi front...

Półroczny Garip w liściach przed domem




Nie, nie będę tu pisać o konflikcie syryjsko- tureckim.
A jedynie o ciężkobrzuchym niżu, który szykuje się do natarcia.

Pociągnął już za sobą trzy ofiary wśród ludzi.
Dwoje małoletnich i jednego dorosłego.
I dwa psy, i jednego kota.
Ano- śpią.

Mnie też zaczęły powieki opadać, ruchy kluchy mnie dopadły. 
Jednak jako dzielna matka Polka wykorzystałam ciszę i spokój i ruszyłam z nożem w kierunku cycków kuraka.
Ciach-ciach, podsmażenie, cebulka, pieprz sól; potem papryka i łup! sos chiński. 
Do tego oczywista kukurydza (przepadam, ale kurde...pewnie z GMO...), czosnek (przynajmniej 6 ząbków), potem już tymianek i zioła prowansalskie. 
Nie wiem jak się ten zestaw przypraw ma do Chin, ale mam to gdzieś. 
Nam smakuje i szlus.
Szybko, sprawnie.

Teraz kawa, przelotem po blogach, pożeram smaczniutką maminą szarlotkę- to tak na osłodę, bo za oknem coraz ciemniej i chłodniej.
W węglarce jeszcze trochę węgla jest, także ominie mnie wydłubywanie zeszłorocznych resztek z komórki. Zostały jeszcze wielkie- jak końskie łby- kawały. 
To chyba jak się bardzo wkurzę i porąbię, bo ni jak w stanie nierozdrobionym nie wcisnę ich do pieca. Nawet jakbym się bardzo wkurzyła.

Nastał październik. Powolne odliczanie do wiadomego.
Staram się nie myśleć- póki młode na chodzie- udaje się to w pełni. 
Kiedy usną- sięgam po czytadła; stare gazety, książki.
Książka, którą ostatnio czytam- po małym kawałku- "Rok w Poziomce" Katarzyny Michalak.
empik.com
Takie srutu-tutu, ale w temacie kupna domku na wsi. 
Domku wymarzonego i "takie tam". 
Książka mało wymagająca- tak jeśli chodzi o miejsce, jak i o czas czytania. 
Zaspokaja jednak choćby częściowo moje zapotrzebowanie na słowo pisane. 

Nie chcę czytać w kółko tego samego. Co prawda pozycji w domowej biblioteczce sporo, ale ...;)
Zarzekam się, a pewnie znów do łask wrócą klasycy rosyjscy.
Może coś Hessego.
A może poprawię sobie humor Durrelem? Swoją drogą, należałby mu się osobny post...
 


Tak przy okazji.
Inny front- Front 242...
Ech...stare dzieje...
Szaleństwa młodości :)