.

.

niedziela, 31 stycznia 2016

Polowaneczko na Bazaltowej i anioł padł

Ferie od jutra. 
Absorbery w domu, bo... kuchnia powiązana z przedszkolem szkołą gimnazjalną, a ta ma ferie- więc nie działa (i kuchnia, i szkoła). 
Nie widzi mi się Absorbery wydawać na 5 godzin bez zupy choćby więc zostają w domu. 
Swoją drogą "taka sytuacja". 
Ciekawe co bym miała zrobić, gdyby nie Dziadkowie? 
Bez komentarza.

Nie będę się rozwodzić nad dłuższym komentarzem myśliwych, których mijałam schodząc z Bazaltowej. 
Z Absorberami. 
Dwie terenówki wypełnione degeneratami ze sztucerami. Na masce jednego z nich- przyczepiony zabity lis. Oczywiście dzieci to widziały. Młoda spytała czemu ten lisek miał krew na buzi i czy spał.
Pan myśliwy zatrzymał przy nas auto i zapytał uprzejmie czy już wracam do domu., Na moje warczące "tak", z uśmiechem (o, kurwa!), odezwał się, że to dobrze. 
Zrozumiałam, że zaraz zacznie się "gospodarowanie zwierzyną"- patrz - strzelanie do czego się da. 
Oby się tam wszyscy wystrzelali.
Swoją drogą ciekawe. 
Szlak turystyczny, teren nawet rekreacyjny bym powiedziała, a oni sobie polowaneczko urządzają.
Z jednej strony- państwo w państwie, z drugiej-  jest obwód- to polują.
Uje i tyle.

Głowa odpadła temu aniołu naszemu strasznemu.
Aniołu od nosków fioletowych, bo gębę mu wymalowałam z Absorberami na kolor filutowy.
No i my tego aniołu- łup, do kosza.
Ciekawe. 
Ostatnio jakiś człowiek z 8 promilami zasuwał całkiem chwacko....





sobota, 23 stycznia 2016

No i co z tą (de)gradacją?

Megi poprosiła mnie via fejzbuk o tekst przybliżający o masowych pojawach owadów zwanych gradacjami, a wszystko to w kontekście Puszczy Białowieskiej. 

Kornik - białowieski- chciałoby się rzec. (Wiki)

O tym miejscu pisało już wielu i skrajne są na jego temat opinie. 
Tak. Nasłuchałam się też, że jej rola jest przeceniana i wcale tak ona cenna wcale nie jest, że jej "pierwotność" to wymysł najaranych maryśką czy też obżartych psylocybinkami (pseudo)ekologów, a poza tym są inne, cenniejsze miejsca. 
Ofkors. Zgodzę się z tym ostatnim. Też sporo takich miejsc znam. W lasach gospodarczych; nawet niektóre objęte ochroną potem. 
Niestety spotkałam się też z akcją w jednym z nadleśnictw dolnośląskiej RDLP, gdzie koleżanka robiła magisterkę. Kiedy ją zaczynała i badała skład gatunkowy drzewostanów w pewnych dwóch oddziałach, "dziwnym" trafem, gdy okazało się, że kwalifikują się do ochrony ścisłej- zanim pracę obroniła przeprowadzono "czyszczenia". 
Głownie z grubizny, niszcząc przy okazji runo i cenne gatunki.

Nie. Nie twierdzę, że wszyscy leśnicy to debile widzący w drzewach kubiki drewna. 
Niestety dość często populacja ich skażona jest takim syfem; najgorzej jeśli dzieje się to na górze.

Co mnie wkurza w tej awanturze o Białowieżę- to, że przy okazji walki z kornikiem, pozyska się sporo dodatkowego surowca w postaci zdrowych drzew- niekoniecznie świerków.

Do gradacji wracając.
Populacje w przyrodzie podlegają ciągłym zmianom. 
Żaden gatunek nie cieszy się stałym szczęśliwym zagęszczeniem osobników w siedlisku. Początkowo liczebność rośnie (przy założeniu, że środowisko jest przyjazne). 
W pewnym momencie osiąga stan szczytu liczebności,generalnie wyznaczany przez pojemność siedliska (tyle ile może wyżywić, pomieścić etc.). Jeśli ją przekroczy, a często tak się dzieje- następuje faza spadku, po czym znów wszystko powraca do stanu (względnej) równowagi poprzez odbudowę populacji. 
Populacja danego gatunku nie żyje w oderwaniu od innych gatunków (no, chyba tylko poza niektórymi typami ludzi). W przyrodzie wszystko się ze sobą splata. I nie jest to prosty łańcuch jak to nas kiedyś w szkole uczono, tylko sieć zależności i to na różnych poziomach. 
Fitofagi mają wrogów- drapieżców i pasożyty (często i nadpasożyty). 
Nie zapominajcie, że do tego dołączają się abiotyczne elementy – klimat z całym wachlarzem czynników- temperatura, wilgotność, a także cechy siedliska- gleba, jako podstawa bytu roślin, jej zasobność w składniki odżywcze, dostęp do wody. Wszystko to składa się na warunki w jakich przyszło żyć gatunkowi, osobnikom, całej populacji.
Nie zawsze wszystko przebiega prosto (zwykle nie przebiega prosto), a w przypadku niektórych gatunków- tu owadów akurat, przybiera nieco monstrualne rozmiary. 
Masowy pojaw gatunku szkodliwego dla lasu gospodarczego (tak, w naturalnym nie ma szkodników- to wymysł ludzki) nazywany jest gradacją.

Oczywiście przed i po ilość osobników nie jest porażająca (leśnika) więc nie ma powodów do paniki. Taki masowy pojaw to nie kwestia strzału z pazurków kornika czy cetyńca i – WŁALA! Mamy gradację! 
Nie, to trwa. Czasem nawet lat kilkanaście. Nie wszystkie fazy narastania "zagrożenia" są łatwe do obserwacji; część oczywiście jest do wychwycenia. 
Zwykle ostatnie stadium tzw. "wybuchowe" to spektakularna rzeź roślin przez żarłoczne roślinożerne owady, które w ekstazie wielkiego żarcia niweczą pracę pokoleń leśników....
Co naturalne, gradacji "szkodników" towarzyszy wzrost liczebności populacji drapieżników i pasożytów. Często likwidują one populacje fitofagów (roślinożerców), ale z pewnym opóźnieniem. 

Co powoduje gradacje? 

Teorii jest parę i temat nadal drążony jest silnie. 
Podaje się, że jednym z czynników jest naruszenie równowagi na poziomie pasożyt- gospodarz. 

Jej następczynią była teoria biocenotyczna, wskazująca na złożoność przyczyny, a bazująca na zachwianiu całej biocenozy. Wskazuje się także silne znaczenie klimatu i związane z tym migracje owadów i ich wrogów naturalnych, a także wpływ ilości opadów- lata suche i gorące miały by sprzyjać masowym pojawom owadów. 

Całe szczęście wymienia się -wg mnie- podstawowy czynnik jakim jest sztuczny charakter drzewostanów. 

Monokultura świerkowa
 (internet)


"Naturalnie" nieodpornych lub mało odpornych. Sadzone w monokulturach (drzewostan składający się z jednego gatunku drzewa- np. sosny, świerka), na dodatek w nie swoim siedlisku (np. drzewostany sosnowe w siedlisku naturalnym dla lipy, grabu), do tego jednowiekowe. 
Stworzone przez człowieka w miejscu drzewostanów mieszanych, z bogatym podszytem, różnorodną fauną.
Stan fizjologiczny roślin także wpływa na ich odporność. Logiczne.

Wszystko to w kontekście korników i świerków białowieskich. 
Nie wiem czy tamtejsi leśnicy w tym "gówny minister" (małą literą) znają historię lasu bawarskiego- chyba nie, a powinni. Klik

Obawiam się cięć na taką skalę- raz- erozja, dwa niszczenie siedlisk, trzy- łupienie przy okazji innych gatunków, cennych dla przemysłu drzewnego. 
O ile gradacja jest na pewno czymś dla lasu spektakularnym-ale- należy podkreślić, że zniszczeniu towarzyszy tworzenie. 
Padają drzewa stanowiące dla owadów żywiących się drewnem martwym siedlisko do życia. 
Te z kolei stanowią pożywienie ptaków, drobnych ssaków, innych bezkręgowców. Rozkładające się drewno to nisza dla grzybów i mikroorganizmów. 
Do tego- po wypadnięciu starszych-  powstaje miejsce dla młodych drzew.
Drewno rozkładana i przerabiane. 
Wraca do gleby.
 


Drugie życie drzewa. 
In situ- nie w desce podłogowej czy polanie do pieca.




Podparłam się nieco:

R. Luterek "Entomologia leśna z zarysem ekologii owadów"
L. Drozd, M. Florek "Leśnictwo"




poniedziałek, 18 stycznia 2016

Żebyście nie myśleli

Że umarłam, zaduszona glutem zatokowym, wessana w otchłań katarowych śluzów.
Tylko jakoś tak weny brak, a na temat wyższych lotów niż codzienności życiowe się zbieram.
Więc dziś obrazkowo.

Rzucili trochę śniegu- i bardzo dobrze

Jak się krzywię ostatnio to tylko od słońca :)

Poszukiwania łopaty okazały się owocne.
Przy okazji zerwałam wielką sieć kątnika, ale łopatę schowaną przez Tatę latem...znalazłam

Swoisty rodzaj zabudowy- świecko- sakralna :P

"Brzydal" 

Na bałwana śnieg mało lepki, za to udało się zrobić kupę śniegową z tunelem dla żołnierzy "Starwars"

Garipuch już lepiej


Rude, z nadwagą.
 Kobita jak ta lala :)

Hana - dla Ciebie- chyba teraz wyraźnie cyc u kury uwidacznia się?

Jeże i Kulfon (pies)

Ostatni zakup (8 pln). Leśne obrazki ("Das Jahr im Wald").
Jak mi się nie chce po Tillowsku to mam wersję nacjonalistyczną

Teksty nieco porąbane w stylu- "ryś zbój" i drapieżniki są z lekka "fe", ale grafiki łagodzą moje ataki złości :)))

Taki trochę z chełmońska, żuraw :)

wtorek, 12 stycznia 2016

Zatokowo bis.

Była sobie pewna baba. 
Nie młoda, ale i nie stara jeszcze. 
Mieszkała na terenie Obniżenia Sudeckiego i wyprawiała w życiu różne rzeczy, ale tego co ostatnio, już od zeszłego roku nawet, nic nie pobije. Chyba. Nooo, przynajmniej wyłączając poczynania rządu.

Miała ona zatoki.
Dopadło ją ich zapalenie chyba, bo klucha w nosie urosła do granic wytrzymałości. 
Do tego to i owo jej tam w środku zalegało, a sądząc po konsystencji nie był to zwykły katar.
Darth Vader oddychał specyficznie, ona także. 
O ile jego dźwięki powodowane były szkaradną maską, o tyle u niej, tylko i wyłącznie fizjologią zapalną organów.

Zatoki są różne. 
Nosowe, czołowe, sitowe, klinowe, szczękowe. 
Jej siadło na szczękowe i nosowe, choć biorąc pod uwagę ich rozmieszczenie, miała też sitowe zatkane. Dobrze, że zostały jeszcze tylko szczękowe, choć i zatoka Douglasa, i w mózgu jakieś też jeszcze, ale wolne lub też bez patologii...

Próbowała już wszelkich sposobów, omijając konwencjonalne metody lekarskie, bazujące na wytrawiaczach wszelkich form życia w swym organizmie, a do tego drenujące portfel, który puchnąć puchnął, ale bynajmniej nie od kasy.
Zielsko wszelakie w postaci naparów, inhalacyj, miody (prócz pitnych, hmmmm), kit pszczeli na spirytusie, cebuli wąchanie, czosnek, rozgrzewanie...

Chodzi po domu jak bałwan, w czapie, w uszach sobie zatyka anginkę (geranium w doniczce- do ucha- bez doniczki rzecz jasna).
Obłęd.
Mundre toto, czyta księgi o zielsku, naturaliach- a chore!

Smaku już nie czuje prawie.
Pocieszającym jest fakt, że jednak ten natłok szałwii, bzu czarnego, jałowca, pszczelich pożytków i fitoncydów na bazie siarki daje rezultaty. 
Małe, bo małe, ale wreszcie pomału chyba zaczyna widzieć światełko w tunelu swego prawego nozdrza....

A to- jakby kto nie wiedział co i jak.
(domlekarski.pl)
Śmiała się z Brata czasem, co gdy tylko lekkie ochłodzenie w czapie chadza.
Teraz już wie, że dołączy do niego chyba...
Kto raz miał zapalenie zatok ten już do końca żywota czapkę pokocha.
Ament.

sobota, 2 stycznia 2016

Galeria solna

Kwarantanna w toku. Miazmaty oskrzelowe się wypluwają, zioła w natarciu, Matka Polka zdychająca z lekka, ale na posterunku. 0,75 kg soli i tyleż mąki, plus wody tyle ile trzeba. Odpowiednio wymiętolić... i działamy.

Młoda robiła gluty, Młody robił coś, co mu nie wyszło i wrócił do budowania z klocków.
Ja też się nie nudziłam i zrobiłam parę "zwierzątów". 
Plus Kurę.

Świnia

Świnia bliżej

Fafik z lekko kulfoniastym pyskiem

Krótkołapy zaprasza do zabawy ;)

Tańcząca kura z cyckami :)

Nutr(i)a

A to łobrazek, jak mój Absorber widzi Tupaję na spacerze z psami :)