.

.

wtorek, 28 marca 2017

"Dzień Doceniania Chwastów"

Tak, dziś taki dzień.
Tupaja i  "chwasty "

Prawdę mówiąc nigdy nie rozumiałam- a właściwie nie byłam w stanie zaakceptować, że są rośliny/zwierzęta pożyteczne i niepożyteczne. Chwasty. Szkodniki.
Może dlatego, że zawsze patrzyłam na roślinę jako element siedliska.
Tak, oczywiście walczę z perzem.
Z gwiazdnicą wchodzącą na grządki też.
Tylko,że mając wiedzę jaką mam, wiem że dana roślina spełnić może dodatkową rolę. Choćby zioła.
Albo przyprawy, tudzież- w ograniczonej populacji stać się pożywieniem dla owadów, które mając wybór, skosztują jej także- nie tylko czegoś z grządki.

Czym są chwasty?
To niepożądane z gospodarczego punktu widzenia -czyli człowieka gatunki, które złośliwie i przeciwko niemu występują w uprawach.
To najczęściej rośliny silne, o szerokiej specjalizacji, niewybredne co do wymagań glebowych, wodnych czy świetlnych.
Większość ma cechy roślin pionierskich- czyli zasiedlających jako pierwsze daną powierzchnię. Muszą być odporne, silne, zdeterminowane.
I takimi są.

Na dodatek cholernie płodne.
I szybko dostosowujące się do technik agrotechnicznych.
Przykład?
Mniszek lekarski - jak go niektórzy błędnie zwą- mlecz, dmuchawiec potem taki.
W trawniku- o ile jakiś debil go roundapem nie zleje- daje radę.
Często koszony- odrasta. Ma po prostu krótsze łodyżki.
Rośliny te także uodparniają się na pestycydy.

W zależności od tego, gdzie żyją, wyróżniamy chwasty segetalne- które współwystępują z roślinami na polach uprawnych - np. maki, chabry (z poligonu), kąkole; chwasty łąkowe- w runi pastwisk i łąk- takie, które w paszy są nieprzydatne lub szkodliwe - np. szczaw kędzierzawy, śmiałek darniowy (sztandarowy przypadek) oraz chwasty leśne - robinia, czeremcha amerykańska (obydwa gatunki są na dodatek neofitami, a czeremcha bardzo inwazyjna na dodatek), a także chwasty ruderalne.
Tych ostatnich nie wiem czemu się niektórzy czepiają.
Skoro rudera- to co im do roślin, które tam bytują? Ale nie- chodzi o tereny zurbanizowane- pobocza, śmietniska, nasypy kolejowe (ciekawe zestawienie chwastów, oj ciekawe!) czy tereny zwane wydepczyskami.
Na tych ostatnich króluje rdest ptasi, babka szerokolistna, a tworzone przez nie formy muraw dywanowych nazywa się spodzichami.
(Ty spodzicho!)

Temat chwastów nie jest nudny.
To nie tekst na jeden post, bo zagadnień jest masa.
Choćby temat towarzyskości roślin. 
Rośliny tworzą krótkotrwałe (gatunki jednoroczne), ale powtarzające się układy. 
Oczywiście skład gatunkowy determinowany jest przez warunki wodne, glebowe, a także klimatyczne. Ważny jest jednak rodzaj uprawy.
W Polsce występuje około 30 ugrupowań.

Na podstawie składu gatunkowego chwastów łatwo nam określić warunki glebowe i wodne. 
Czyli pojawia się znany termin- bioindykator.
Dzięki temu nawet w okresie suszy, można w okresie wegetacyjnym stwierdzić czy teren jest podmokły lub przynajmniej częściowo uwilgotniony bardziej niż byśmy sobie tego życzyli.

Nie muszę chyba 
pisać o wzniosłej roli chwastów (?) jako ziół.
Tak właśnie jest. Większość, jeśli nie wszystkie, mają właściwości lecznicze.

O tym, co mam u siebie pisałam już:

Cóż można uczynić, żeby nie zubażać naszych siedlisk?
Ano- gdzie takiej wielkiej konieczności nie ma, nie wyzbywać się gatunków niepożądanych. 
Sama świadomość, że są cenne, bo leczą, bo dają pokarm owadom, bo nasionami żywią się ptaki- niestety niektórym nie wystarcza. 
Nie wiem co z takimi począć.
Może...jak w "Psach 2"? Wyrwać...? ;)


PeeS
Już kiedyś pisałam o chwastach. Kto chce- niech zerknie tu


poniedziałek, 27 marca 2017

O zabijaniu

- Czy ty wiesz, że twój dzieciak zabił dziś kowala*?!
Powiedziała Absorberka do matki chłopaka ze swojej grupy przedszkolnej, kiedy przebierałyśmy się w szatni.
Kobieta spojrzała na mnie bezmyślnie, a już myślałam, że będzie jakaś słowna zwara. 
Miałam parę ripost w zanadrzu, jednak ów matka nie sprawiała zainteresowania czymkolwiek. 
Może gdyby ktoś rozdeptał jej dziecko, zareagowałaby może. 
A może nie. 
Z resztą, Absorberka i ja również nie zareagowałybyśmy, bo dziecko to, męskiej płci, jest agresorem i niejednokrotnie dał się Młodej we znaki. Z resztą nie tylko jej. 
Absorberka walczy jak może. 
Ma moje błogosławieństwo na nienadstawianie drugiego policzka.

Absorbery nie zadeptują owadów jak większość dzieci i dorosłych.
Jak widać Młoda zaczyna też uprawiać eko- moralizatorstwo.
I dobrze.
Kiedyś już napominała leśnika, myśliwego więc...będzie się działo...

Weekend minął na buszowaniu w terenie w poszukiwaniu wiosny.
Doznaliśmy szczęścia błogiego w towarzystwie przylaszczek, anemonów i nieśmiałych kokoryczek w Myśliborzu, a sobota upłynęła pod znakiem Grodźca. (kto ciekaw zamku- niechaj czyta tutaj.

Zmiana czasu jak zwykle mnie wqrwia.
Nie wiem na co to komu.
Za to wezmę się dziś i zrobię Mapę Marzeń, wszak dziś Nów w Baranie.
Warto pomyśleć o sobie, o tym, na czym nam zależy, a co chcielibyśmy olać.
I nie dręczyć mózgu tylko skupić się na energii wypełniającej nasze ciało.

Dzień dziś ładny, wiosennie ciepły, ale jak to w życiu- musi być i miód, i kupa.
Jadąc do Jawora mijałam traktor z przyczepą, w której były trzy świnie. Jechały zapewne w ostatnią podróż. Jakoś tak podwójnie smutno mi się zrobiło, a na dodatek spotkałam je znów w mieście, bo traktor dopiero się tam doturlał, kiedy to ja już wracałam...
Kiedy piszę te słowa już na pewno nie żyją.
Ile czuły strachu, ile cierpiały- wiedzą tylko one.
Marzę o utopii, kurwa, naprawdę marzę.








*- chodzi o pluskwiaka- kowala bezskrzydłęgo


środa, 22 marca 2017

Po co mi ber -skorzonera?


Człowiek uczy się całe życie.
Tym bardziej Tupaja.
Mam to szczęście zastępować koleżankę w naszej bibliotece więc możecie sobie wyobrazić....
Chodzę jak nakręcona i co chwila coś wyciągam i podczytuję.
Najczęściej książki, które są w ksiegozbiorze podręcznym.
Ostatnio wpadł mi w łapki atlas roślin uprawnych; jeszcze z czasów wielkiej przyjaźni państw socjalistycznych, a wydany na rok przed tupajowymi narodzinami. 

Jako technik hodowca i absolwentka Wydziału Rolniczego na AR, mam wiedzę odnośnie roślin uprawnych, ale powiem- parę mnie zaskoczyło. Ba...nawet nie wiedziałam, że coś takiego rośnie i że się to je czy cóś z tego wyrabia.

Choćby taki ber.
Żaden tam teddy- tylko włośnica ber.
Inaczej czumiza czy proso włoskie.
Roślina z rodziny traw, uprawiana na terenach Półwyspu Koreańskiego i Japonii. 
A wygląda tak:

z Wikipedii


Lnianka- lnicznik siewny to roślina z rodziny kapustnych.
Niegdyś uprawiana jako roślina oleista. Dziś powraca się do niej i oleum wykorzystuje w fitoterapii - zawiera do 45% kwasów omega -3. Świetny wymiatacz wolnych rodników. Niegdyś pospolicie tłoczony z niego olej zwany rydzowym -stąd powiedzenie : "lepszy rydz niż nic"- bo jego wartość znano już kawał czasu temu. Nadaje się na słabsze gleby więc jest alternatywą dla rzepaku.

Wikipedia

Endywia
należy do rodziny astrowatych, a dzięki przeznaczeniu kulinarnemu wstrzeliła się w grono warzyw.
Liście odziomkowe spożywa się jako sałata.
Nie jadłam- nie powiem czy smaczna, ale jak ma trochę garbników- to pewnie tak- osobiście lubię goryczki.

Wikipedia

Cykoria sałatowa z kolei - czerwona cykoria także znajduje zastosowanie w kuchni.
Wytwarza mięsisty, palowy korzeń i rozetę liściową z odziomków. Niegdyś zaliczana jako odmiana znanej cykorii podróżnik, obecnie zaliczana do tego gatunku.

Wikipedia


W końcu jeszcze skorzonera. Z nerą nie ma nic wspólnego.
Za to używana dawniej jako antidotum na jad żmii.
Zwana jest też wężymordem czarnym korzeniem (prawie jak jakiś bohater Sapkowskiego). Korzenie w  smaku podobno przypominają szparagi, ale są mniej subtelne w wyrazie. Ponadto korzenie zawierają sporo witamin i zwiazków mineralnych.

Wikipedia

Internet

A Absorberostwo popisało się lepieniem z masy solnej. Już jakiś czas temu, ale dopiero teraz sobie przypomniałam, bo - a jakże!jak się cieplej zrobiło to wylazł taki jeden.
Pomrów.
Pomrowy absorberowe wyglądają co by nie mówić- trochę złowieszczo...



Same pomrowy wywołują we mnie uczucia jednoznaczne. Proste i krwiożercze.
Pisałam już o nich tu i tu , a nawet tu.
Jak mi już nerw się wyczerpał czy już ręce po prostu opadły to nawet z nich żartowałam - tak właśnie!
Cóż. Wiosna się zaczęła, niebawem ruszy wegetacja, ruszą ślimole...A wraz z nimi my- obrońcy chlorofilowej braci.





piątek, 10 marca 2017

Tęskniliście, prawda? ;)

No, może troszkę i niektórzy.
Życie pozablogowe (nie mylić z pozagrobowym), jest absorbujące, a mnie ostatnio nie było jakoś po drodze pisać o dyrdymałach. Nie to, że mi się  całkiem półkule rozjechały i nie mam pomysłu, nie mam nic do powiedzenia. Tylko- tak jakoś.
Wiem, że odzwyczajam Was od zaglądania. Bo co kto zajrzy- to tu ten sam, nienowy post. Cóż. Póki co tak będzie. Jak z życiem. Pozwalajmy mu się toczyć spokojnie i iść z prądem, a przyniesie co trzeba.
Ten czas, w którym mnie nie było to nie tak, że wpadłam w anabiozę, choć oczywiście jestem nią zagrożona, bo nie jem mięsa :)
Robiłam swoje. I nie swoje też.
W międzyczasie Siniak odmówił współpracy i pocisnęło mi się na myśl wspomnienie o moim ukochanym, oddanym do lasu Foxiuniu. A czemu? A temu, że i siniak zaniemógł z zapłonem. Mechanik mój wsiowy (jeden z paru) stwierdził, że może już mnie auto nie lubi; przy nim zapala, przy mnie- nie. Chyba go nie kręcę (Siniaka, o mechaniku nic nie wiem). Fakt jest faktem, że auto stało się jak prawdziwa kobieta z jajami- czyli- nieprzewidywalne.
W przypadku wozityłka, woziAbsorberostwa, wozipsowozu, wozikuro- i perliczkowozu, zakupowozu i cotamjeszcze, to cecha do całkowitej negacji. Taka cecha, która jest jak Szyszko- do likwidacji.
Jedyną różnicą między Siniakiem, a Szyszko jest to- że Siniaka prawdopodobnie da się naprawić.

Został oddany do diagnostyki wyższego poziomu- komputerek mu sprawdzą. Ciekawe czy coś pokaże. Jak nie - sama nie wiem....

Teraz nie jeździmy, bo zaraza wirusowa pochłonęła mnie i Absorbery. Oczywiście są Osoby, które mają teorie konkretne na moje i ich zachorowanie, ale...trudno. 
Jest już lepiej i na pociechę dodam, że to ja najgorzej to przeszłam. Ale- już jestem na powierzchni. 
Przy okazji poznałam  moce mieszanek ziołowych na przeziębienia i już nigdy nie łyknę aspiryny ;)

Weekend spędziłam w fajnych  okolicach - na Pogórzu Izerskim. Nawiedziłam Izerię z jej ludzkimi i zwierzęcymi mieszkańcami, potem szybka wizyta u Agniechy
Można rzec- całe 2 dni pod znakiem koników polskich i rogacizny.

Z Inkwi i Agniechą jest tak- widziałyśmy się do tego razu tylko raz w życiu.
Mimo to- jedzie się i cieszy się człowiek, że się widzi, gada się i żałuje, że już czas nach Hause.
To te blogowe znajomości, które się przekuwają na rzeczywistość.

Z Inkwi wśród Przyjaciół


Pan z okienka ;)

U Agniechy

Tam, gdzie góry i konie- piknie jest :)

Tupaja i Nadzieja 

U Pii ze źróbkiem

Rozbroili mnie tym papierem :)

Cap u Pii 

A to już w drodze na Smrk

Dla takich widoków i takiego sapania- warto żyć!
No właśnie, nocleg i jedzonko- u Pii i Niko. W agro w Przecznicy, tuż obok Ruderii Kyi.
Agroturystyka Konik Polski (klik ) to świetne miejsce dla tych, którzy cenią sobie spokój, zwierzaki blisko (koniki polskie, kozy) i przede wszystkim ciepłych i sympatycznych gospodarzy- Pię i Niko.
Bardzo było u Nich miło! A te zupy Niko- Super! :)

Czas mija nieubłaganie i mus wrócić na ziemię.
A tu, przy okazji sortowania nagród na konkurs recytatorski- taki kfiatek: